afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej W językowym chaosie (2)

Dziś druga część wywiadu o wielojęzyczności Republiki Południowej Afryki. Z Susan Coetzee-Van Rooy rozmawia Karolina Drejerska.

Karolina Drejerska: Czy wielojęzyczność południowoafrykańska różni się od wielojęzyczności europejskiej?

Susan Coetzee-Van Rooy: Zdecydowanie. Po pierwsze, wielojęzyczność południowoafrykańska wynika z kontekstu, z konieczności. Nie można tak naprawdę żyć w RPA, nie znając co najmniej kilku języków. Natomiast w Europie poligloci to osoby, które podjęły decyzję, że nauczą się dodatkowego języka. Są postrzegani jako elita. Po drugie, w RPA uczymy się języków na ulicy. W Europie – w szkołach. Po trzecie, wielojęzyczność w RPA jest zjawiskiem o dużo większym zasięgu. Przeciętny Południowoafrykańczyk zna więcej języków niż Europejczyk. Jest też większy procent Południowoafrykańczyków, którzy są poliglotami, niż Europejczyków.

Czy poszczególne języki są znacznikami grup kulturowych lub etnicznych?

Myślę, że tak jest wśród osób, mówiących w zulu i w afrikaans. Dla Południowoafrykańczyków, mówiących w zulu, ten język jest powodem do dumy. Dla osób mówiących w afrikaans, język to jeden z elementów stanowiących ich kulturę. Tak, jak np. religia. Takie osoby często niechętnie używają innych języków w biznesie.

Dla osób, mówiących w innych językach, nie jest to tak ważny znacznik kulturowy. Sądzę, że Południowoafrykańczycy uważają po prostu wielojęzyczność za cechę naszego narodu.

Gdy zapytałam moich przyjaciół, czy mają do Ciebie pytania, kilkoro z nich chciało wiedzieć, czy w RPA pojawiły się idee separatystyczne, wynikające z różnorodności językowo-kulturowej?

Wiem, że istnieje mała grupa osób o nazwie Orania. Nie jestem przekonana, jaki jest prawny status Oranii, ale wiem, że jej członkowie chcą się oddzielić od innych mieszkańców kraju. A od swoich członków wymagają znajomości afrikaans. Nie interesowałam się nigdy tą grupą.

Czy uważasz, że wielojęzyczność to element, który scala społeczeństwo czy raczej je dezintegruje?

Przeprowadzam obecnie wywiady ze specjalistami z dziedziny lingwistyki, edukacji i polityki. Użyję ich w moich najnowszych badaniach. Podczas 7 z 8 przeprowadzonych przez mnie wywiadów, okazało się, że wybór jednego oficjalnego języka w RPA byłby postrzegany jako bardzo niebezpieczny pomysł, prowadzący do dezintegracji społeczeństwa.

Ale czy nie żyłoby się Wam łatwiej, gdybyście mieli tylko jeden język oficjalny?

Absolutnie nie. Komu żyłoby się wówczas łatwiej? Niepiśmiennej gogo [starsza kobieta], żyjącej w afrykańskiej wiosce? Jak wybór angielskiego na jedyny oficjalny język ma jej pomóc? Przecież ona go nie zna. Jak jeden oficjalny język mógłby ułatwić życie społeczności, żyjącej w jej wiosce?

Czy istnieją statystyki, pokazujące, ile kosztuje Was wielojęzyczność, np. zatrudnianie tłumaczy? Czy opłaca się utrzymywać taką sytuację?

Ciekawe pytanie. Osoby, z którymi przeprowadzam wywiady do badań, zadają inne. Jak kosztowna jest edukacja w jednym języku? Przecież nie wszystkie dzieci zrozumieją lekcję. Jak kosztowna jest więc nieefektywna edukacja?

Chciałabym podkreślić, ze Południowoafrykańczycy są bardzo chętni, by pomagać sobie nawzajem. Na zajęciach na uniwersytecie czy na spotkaniach wykładowców nie ma tłumaczy! Jeśli ktoś ma problem z wyrażeniem swoich myśli, może zmienić język na inny. Wtedy inna osoba ją tłumaczy. Wspieramy siebie nawzajem w tej komunikacji. I to jest prawdziwa wartość naszej wielojęzyczności.

Skąd wiesz, jakiego języka używać, zwracając się do poszczególnych osób?

Bardzo ciekawe pytanie! Uczę sie southern sotho, więc używam go w kontaktach z Afrykańczykami. Zakładam, że znają ten język, bo on dominuje w regionie Vaal Triangle. Mieszka tu 900 000 osób. Dla 455 000 osób southern sotho był pierwszym językiem, dla 140 000 był to zulu, a dla 135 000 to afrikaans. Dlatego używam southern sotho nawet w kontaktach z osobami, dla których pierwszym językiem był zulu. Oni natomiast często próbują mnie przekonać, że powinnam zacząć się uczyć ich języka.

Używam afrikaans w kontaktach z Afrykańczykami, którzy mnie o to proszą (np. prof. Johan Lenake). Jeśli wydaje mi się, że ktoś może nie znać afrikaans, używam angielskiego. A poza tym, bardzo często mieszam języki.

Jak to jest żyć w tak wielojęzycznym społeczeństwie? Jakie napotykasz trudności jako matka i wykładowca?

Nie ma żadnych trudności. Zdaję sobie sprawę z tego, jaki ogromny zaszczyt mnie spotkał. Żyję w tak cudownie złożonym społeczeństwie. Uważam, że jeżeli komuś uda się wychować dzieci w przeświadczeniu, że znajomość wielu języków jest ważna i przydatna i że to jest priorytet, to one będą się ich uczyły. To staram się przekazać moim dzieciom. I moim studentom (którzy właściwie też są moimi dziećmi).

*Susan Coetzee-Van Rooy wykłada na Uniwersytecie North-West. Od 2009 roku przewodniczy pracom badawczo-rozwojowym na Wydziale Nauk Humanistycznych na NWU. Jest także przewodniczącą South African Association for Language Teaching (SAALT). Pracuje nad projektem Understanding and Processing Language in Complex Settings (UPSET). Jest członkiem Linguistics Society of Southern Africa (LSSA) oraz the International Association of World Englishes (IAWE). Interesuje się wielojęzycznością oraz rolą, jaką odgrywa język angielski w wielojęzycznych krajach. Jest autorką ponad 20 publikacji naukowych. Zna język angielski, afrikaans i holenderski. Uczy się southern sotho.

Przeczytaj pierwszą część wywiadu.

 Dokument bez tytułu