Polskie marzenia o koloniach: Angola

afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej Polskie marzenia o koloniach: Angola

Pierwszym terytorium, rozważanym, jako miejsce pod zorganizowaną akcję kolonizacyjno-osadniczą, była Angola. Kraj ten miał dwa poważne atuty.

Polskie aspiracje kolonialne

Aspiracje Polski do posiadania zamorskich kolonii ujawniły się zaraz po odzyskaniu niepodległości. W okresie XX-lecia powstały organizacje społeczne, instytucje i ośrodki naukowe, które podejmowały ideę emigracji kolonialnej i próbowały ją realizować. W 1918 r. powstało Polskie Towarzystwo Kolonialne (późniejsze Polskie Towarzystwo Emigracyjne), w 1926 r. – Instytut Naukowy do Badań Emigracji i Kolonizacji (później przekształcony w Instytut Emigracyjny i Kolonialny), w 1928 r. powstał Związek Pionierów Kolonialnych.

Instytucją najbardziej zaangażowaną w kampanię na rzecz polskich kolonii była Liga Morska i Kolonialna (LMK), wywodząca się z Ligi Morskiej i Rzecznej (LMR). W swym statucie organizacja deklarowała, że: „Dąży do pozyskania kolonii dla Polski, względnie terenu dla nieskrępowanej ekspansji dla narodu polskiego”. W latach 20. XX w. sprawa emigracji z Polski kilkakrotnie pojawiała się na łamach miesięcznika „Morze”, wydawanego przez Ligę Morską i Rzeczną. Za sprawą pogłoski o mającym nastąpić w 1931 r. nowym podziale mandatów nad byłymi koloniami niemieckimi, Liga zaczęła energiczniej działać na rzecz pozyskania przez Polskę zamorskich terenów.Oprócz prób „pozyskania” części byłych kolonii niemieckich, organizacja próbowała doprowadzić do współpracy gospodarczej z jednym z państw kolonialnych (Francją lub Portugalią) w Afryce.

Angola

Po pierwsze, był kolonią Portugalii, a więc państwa, z którym Polska nie miała sprzecznych interesów. Po drugie, wysoki płaskowyż tego państwa, który odznacza się łagodnym klimatem i korzystnymi warunkami zdrowotnymi, doskonale nadawał się do osadnictwa. 22 kwietnia 1928 r. przedstawiciel związanego z LMR Związku Pionierów Kolonialnych, Kazimierz Głuchowski, pojechał do Lizbony, aby rozpocząć rozmowy z przedstawicielem rządu Portugalii w sprawie uzyskania terenów dla polskiej ekspansji gospodarczej w Angoli. Pierwsze spotkania miały wydźwięk optymistyczny: „Angola nadaje się do kolonizacji rolnej i osadnictwa polskiego”, a czynniki miejscowe „są skłonne do całego szeregu ułatwień dla akcji polskiej” – donosiło „Morze”[1]. 14 grudnia 1928 r. pod kierownictwem Franciszka Łypa wyjechała do Angoli specjalna ekspedycja naukowa, zorganizowana przez LMR, Naukowy Instytut Emigracyjny i Kolonialny oraz Polską Stację Badań Tropikalnych. Celem wyprawy było zbadanie możliwości prowadzenia polskiej akcji osadniczej oraz pozyskania surowców na obszarze kolonii. Konkluzje, które znalazły się w raporcie Franciszka Łypa pt. “Wysoki płaskowyż Angoli” [2], były również optymistyczne. Publikacja zawierała wiele cennych informacji, w tym przykłady nieudanych akcji kolonizacyjnych Portugalczyków i Niemców spowodowanych m.in. złą lokalizacją, zbyt małymi inwestycjami oraz brakiem odpowiedniego przygotowania. Według Łypa głównym warunkiem powodzenia plantacji jest odpowiedni kapitał szacowany na ok. 10 tys. dolarów dla jednego osadnika. Okazało się, że Angola nie nadaje się do masowej akcji kolonizacyjnej, ale stwarza dobre perspektywy pod zakładanie wielkich plantacji. Zrezygnowano więc z idei masowego wychodźstwa do Angoli i zaczęto propagować emigrację do tego kraju osób, dysponujących odpowiednim kapitałem inwestycyjnym. W prasie zaczęły pojawiać się artykuły na temat Angoli, jak np. opracowanie Kazimierza Gołuchowskiego Angola jako ewentualny Polski teren osadniczy, którego fragmenty warto przytoczyć.

Angola jako ewentualny Polski teren osadniczy Wybrzeże Angoli bardzo długie, bo liczące ponad 1600 klm, ma szereg dobrych portów. Najlepsze z nich to stolica kraju Loanda, Lobito – Benguella i Mossamedes. Porty te leżą na bardzo uczęszczanej drodze morskiej między Anglją i Kapstadem i mają zupełnie dobre i łatwe połączenia okrętowe z Europą. Charakterystyczne dla Angoli jest jej ukształtowanie powierzchni, które cechują trzy strefy, niejako trzy tarasy, ciągnące się wzdłuż morza od północy na południe. Pierwszy pas niski nadmorski nie wznosi się ponad 350 m nad poziom morza, drugi lesisty nie przekracza na ogół 850 m. nad poziom morza, a na koniec najszerszy pas to wewnętrzna, ku wschodowi opadająca, wyżyna ma średnio 1500 m nad poziom morza, a dochodzi w niektórych okolicach do 2 tysięcy. (…) Klimat bowiem na płaskowyżu środkowej i południowej połaci kraju, a nawet w części północnej, koło Melanje, jest umiarkowany do subtropikalnego, a na wyżynie Benguelli wzdłuż kolei Lobito – Catanga i w okolicy Huilli nadaje się zupełnie dobrze dla Europejczyków. (…) Wielkie szanse rozwojowe ma rolnictwo. Odnosi się to zarówno do tych kultur, które mają charakter plantacyjny, jak kawa, kakao, bawełna, kauczuk, trzcina cukrowa, czy tytuń, lub palmy oleiste, jak i do tych, które są podstawą egzystencji białego osadnika np. kukurydza, fasola, ziemniaki, żyto i pszenica. Fakt udawania się zbóż twardych jest najlepszym argumentem, przemawiającym za szansami osadnictwa polskiego. Możliwości w dziedzinie hodowli są bardzo poważne. Specjalnie korzystne warunki istnieją dla hodowli nierogacizny, drobiu oraz kóz i owiec; hodowla bydła na wysokim płaskowyżu wolnym od muchy tse-tse ma wszelkie dane do rozwoju. (…) Komunikacja, jak na tak pierwotny kraj, doskonała. I dostęp z zewnątrz łatwy, dzięki linjom, idącym z Europy, i dobrym portom. (…) Razem kraj ma około 2000 klm. kolei już funkcjonujących i kilkaset klm. w budowie. Wewnątrz kraju jest rozgałęziona sieć dróg, dających w porze suchej dobre przejście samochodom. (…) Pułkownik J. C. B. Statham, znany podróżnik i uczony angielski, znawca stosunków kolonialnych, pisze w swej pracy o Angoli: ››Niema zapewne w całej Afryce drugiej kolonji gdzieby było tyle terenów, nadających się pod osadnictwo europejskie, któreby były tak podatne pod ekstensywną kulturę zbóż.‹‹ Jak z tego widać, osadnictwo europejskie, a więc i polskie, ma w Angoli warunki, sprzyjające ze wszystkich względów zarówno natury politycznej jak i gospodarczej, klimatycznej czy tym podobnych.

dodatek „Pionier Kolonialny”, K. Gołuchowski, „Morze” 1928, nr 5, s. 26-29.

Poprzez szereg działań starano się urzeczywistnić koncepcję kolonizacji Angoli. W 1929 r. podjęto rokowania z Portugalią w celu zawarcia traktatu handlowego z klauzulą osiedleńczą. Powstał także komitet organizacyjny spółki „Polangola”[3], która miała całkowicie przejąć sprawy wymiany handlowej z Portugalią i jej kolonią. Zawiązały się również spółdzielnia „Alfa”[4], która miała zająć się kolonizacją Angoli oraz Towarzystwo dla Kolonizacji Angoli. Rozpoczęły się pojedyncze wyjazdy Polaków do tego kraju. Zainaugurował je w grudniu 1929 r. hr. Michał Zamoyski[5], w maju 1930 r. dołączyło do niego czterech członków Związku Pionierów Kolonialnych (inż. Adam Paszkowicz, Jesionowski, Kłobukowski i Kannewiszer). W następnych latach wyjechali kolejni kandydaci na plantatorów, były to jednak wyjazdy nieliczne (w latach 1931–1932 wyjechało sześć osób[6]). Do Angoli przyjeżdżali z Polski także turyści oraz osoby zainteresowane zbadaniem możliwości handlowych[7]. Polacy zakładali farmy w regionie Quissala, a także prowadzili działalność gospodarczą w Lobito[8]. Najsłynniejszą i uważaną za wzorcową była plantacja „Boa Serra” prowadzona przez hr. Michała Zamoyskiego, który oprócz kawy uprawiał rycynus, pszenicę, ziemniaki i marchew. W swoim gospodarstwie miał własny agregat prądotwórczy oraz system urządzeń nawadniających, młyn i płuczkarnię ziaren kawy. Zamoyski prowadził także hodowlę bydła[9].

(…) Wiele się u nas mówiło o Polakach w Angoli, rzeczywistość jednak przedstawia się nieco odmiennie. Jeśli chodzi o plantacje stanowiące własność Polaków, to trzeba wymienić Boa Serra o powierzchni 1000 ha należącą do hr. Michała Zamoyskiego, Sandivi – należącą do p. Dekańskiego, który zamieszkuje tam wraz z żoną i synem. Plantacja ta ma powierzchnię 600 ha. Mniej więcej taką samą plantację posiada p. Jesionowski – (Chera) oraz obecnie niżej podpisany (o powierzchni 2000 ha) pod nazwą Maria Krystyna. Wspomnieć jeszcze należy o plantacji p. Rodziewicza, położonej w innym „posto: Quissala. Stosunek władz kolonialnych do Polaków jest bardzo życzliwy. Na plantacjach, jako najcenniejszy produkt uprawia się kawę. Kawa wymaga przynajmniej sześcioletniego hodowania, zanim przyniesie odpowiednie plony. Należy jednak przypuszczać, że już w niedługim czasie będziemy mieli w Polsce własną kawę, sadzoną przez polskich osadników. Poza tym nasi osadnicy zajmują się hodowlą pszenicy, kukurydzy, grau de bico (specjalny gatunek grochu) oraz owoców. Mamy wiele plantacyj ananasów, sadów mandarynkowych i pomarańcz. Plantacje można na ogół podzielić obecnie na następujące grupy. Mniej więcej 200 ha plantacji kawy, 600 ha pszenicy, eukaliptusów oraz wspomnianego grochu i 1000 ha owoców podzwrotnikowych. Tryb życia kolonisty jest bardzo jednostajny. O godzinie 6-tej rano budzi go tam-tam. Kolonista przydziela czarnych robotników do pracy, która trwa do godz. 7-ej wieczór z godzinną przerwą na obiad. System pracy jest zorganizowany w ten sposób, że każdych 10 Murzynów ma swego nadzorcę, tzw. „capatarza”, który odpowiedzialny jest za całokształt pracy przed białym. Murzyni odnoszą się do białych na ogół przychylnie. Widzą w nich rasę wyższą, spełniają życzenia ich bez oporu. (…)

Juliusz Gebethner, Wspomnienia polskiego kolonisty,
„Morze” 1938, nr 4, s. 21-22.

Przed kolonistami zaczęły się jednak piętrzyć problemy. W 1935 r. dotkliwe straty spowodowała plaga szarańczy, w 1938 r. doszło do pięciokrotnego spadku cen kawy. Kilka rodzin zbankrutowało i wróciło do Polski, a wzorcową plantację hr. Michała Zamoyskiego uratowało jedynie finansowe wsparcie z Polski. Wiele kłopotów akcji kolonijnej w Angoli przyniosła działalność propagandowo-polityczna samej LMK. Plotka o rzekomym zamiarze kupienia przez Polskę Angoli, puszczona w polskiej prasie regionalnej, spowodowała pogorszenie się relacji z rządem Portugalii, który zmusił rząd polski do zrezygnowania z poufnej klauzuli osiedleńczej zawartej w umowie handlowej z 1929 r., co utrudniło rozwój osadnictwa w tej kolonii. Dopiero pod koniec lat 30. ekspansją kolonialną w portugalskiej Angoli zainteresowało się MSZ. Powstał nawet projekt zakupu – przez podstawioną przez MSZ firmę – ok. 20 tys. ha gruntów na terenie „Lacerdy”, gdzie planowano zorganizowanie akcji kolonijnej dla ok. 100 rodzin[10]. Rozważano także zakup akcji od konsorcjum belgijskiego kompanii „Cabinda”, działającej na terenach należących do Angoli na obszarze ok. 130 tys. ha (uprawiano tu kakao oraz kawę, orzechy kokosowe i pozyskiwano olej palmowy)[11]. Na zlecenie MSZ badano także możliwość rozwoju osadnictwa polskiego na terenie Mozambiku. Jednym z inicjatorów tej akcji był inż. Emil Sutycz, który osiedlił się w Mozambiku i tam prowadził swoje interesy (m.in. farmy i kopalnię miedzi). Starał się on przekonać polskie władze do organizacji osadnictwa na tym terenie. Rezultaty tych działań były znikome, jednak tuż przed II wojną światową MSZ konsekwentnie zmierzało do realizacji programu kolonialnego[12].

Cdn.

Krzysztof Wittels

Przypisy:

[1] „Morze” 1928, nr 6, s. 26.
[2] Łyp F., Wysoki płaskowyż Angoli. Sprawozdanie kierownika ekspedycji polskiej do Angoli w roku 1929, Instytut emigracyjny, Warszawa 1930.
[3] „Morze” 1929, nr 12, s. 29.
[4] Białas T. 1983, Liga Morska i Kolonialna 1930-1939, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk., op. cit., s. 189.
[5] „Morze” 1929, nr 12, s. 29.
[6] Szczechowska-Frączyk D., Polscy osadnicy w Angoli w okresie międzywojennym, „Afryka” 2002, nr 15, s. 65-82. Tarasiewicz K., 2005, Cały wiek w Warszawie, Warszawa, s. 71.
[7] Ibidem, s. 73-74.
[8] Ibidem, s. 74.
[9] Ibidem, s. 75.
[10] AAN, MSZ/9729, s. 1-12. „Projekt planu akcji kolonizacyjno-plantacyjnej na terenach „Lacerda” i „Cabinda” w Portugalskiej Afryce Wschodniej.
[11] Ibidem.
[12]Białas, op. cit., s. 191-192.

 Dokument bez tytułu