Mój dzień w Polsce: Francine Umutesi

afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej Mój dzień w Polsce: Francine Umutesi

“Staliśmy się egoistami.  Niektórzy ludzie chcieli mieć wszystko, tylko dla siebie. Zapomnieliśmy, że ważną rzeczą jest miłość do siebie, miłość do naszego kraju” – mówi w wywiadzie dla Afryka.org Francine Umutesi, Rwandyjka, studiująca na Politechnice Łódzkiej.

Paweł Średziński: Jednym zdaniem o sobie?

Francine Umutesi: Mam 31 lat i jestem mamą dwóch dziewczynek, w wieku 6 i 8 lat.

Jak to się stało, że przyjechałaś do Polski? Dlaczego wybrałaś ten kraj?

Przyjechałam do Polski, aby studiować. Kiedy skończyłam szkołę w 2000 roku, dostałam stypendium w National University of Rwanda, i zaczęłam tam uczęszczać na zajęcia, na wydziale Nauki i Technologii. Ale kilka miesięcy później, poznałem ojca moich dzieci, i wszystko się zmieniło. Zostałam mężatką, miałam moje dzieci, i przeniosłam się do Beninu w Afryce Zachodniej,  gdzie zostałam przez prawie 4 lata.

Potem musiałam się rozwieść, wróciłam do Rwandy w 2008 roku, i zacząłem pracować. Przez trzy miesiące byłam sekretarkę szefa obserwatorów unijnej delegacji w wyborach parlamentarnych w Rwandzie. Jednak bez odpowiedniego wykształcenia nie miałam szans na zdobycie dobrej pracy.

Chciałam wrócić do szkoły. Nie mogłam jednak uzyskać stypendium na studia w Rwandzie.

To wtedy usłyszałam o polskich stypendia od znajomego, która studiowała w Polsce. Zgłosiłam się, zdałam egzamin w Konsulacie RP w Kigali, a kiedy moje dokumenty zostały wysłane do Ambasady RP w Kenii, dostałam pozytywną odpowiedź. I wtedy zaczęła się moja podróż.

Na początku nie byłam pewna, czy mogłabym przeżyć rozłąkę z dziećmi, ale moja mama uspokoiła mnie mówiąc, że ona będzie dbać o nie, jak o własne. A ponieważ wiem, jak dbała o mnie i moje rodzeństwo, to nie miałam żadnych wątpliwości, że będą dobrze.

Jakie były Twoje początki w Polsce?

Moje pierwsze dni w Polsce, mówiąć prawdę, były bardzo trudne. To było dla mnie nowe środowisko, nowy klimat, zwłaszcza dlatego, że przyjechałam na 27 listopada i było już zimno, a nowa kultura. Jednak przede wszystkim ze względu na język. Angielski, francuski, suahili, czy kinyarwanda, żaden z nich nie pomagał żyć w Polsce. Musiałam nauczyć się języka polskiego, aby móc się komunikować. Miałam znajomego z Tanzanii, którzy zawsze mi pomagał. Moja współlokatorka była Polką i też mi pomagała.

Co było najtrudniejsze?

Rozmawiać, a później studiować w języku polskim, to była największa trudność.

W Polsce lubię najbardziej…

Zimę. Kiedy przyjechałam, bałam się, że nigdy nie będę w stanie wytrzymać taką ilość chłodu. Teraz, cieszę się każdym dniem zimy. Oczywiście lubię też ludzi. Mam bardzo dobrych przyjaciół, którzy interesują się poznawaniem różnych tradycji i kultur. I uwielbiam polską kuchnię. Zwłaszcza, bigos, pierogi i barszcz czerwony …  i oczywiście ciasta.

Pochodzisz z Rwandy, z kraju, o którym na świecie mówi się przede wszystkim w kontekście ludobójstwa. Jaka jest naprawdę Rwanda?

Rwanda to mały kraj w sercu Afryki. Rwanda nie posiada złota ani diamentów, jak wiele innych krajów, i nie ma ropy naftowej… Tym co ma, są ludzie, jej kultura, jej tradycja. Wcześniej  Rwandyjczycy dzielili wszystko, bracia wymieniali się żonami, dzieci należały do wszystkich, a kraj należał, z jednej strony do nikogo, i do wszystkich. Do niedawna, ludzie pili z jednej butelki, usta do ust. Rwandyjczycy, żyli w klanach. Ludzie wierzyli w przysłowie, które mówi, że “Bóg, mimo że jest obecny na całym świecie w ciągu dnia, śpi w rwandyjskich górach”.

Teraz mamy tylko nasz patriotyzm. Staliśmy się egoistami.  Niektórzy ludzie chcieli mieć wszystko, tylko dla siebie. Zapomnieliśmy, że ważną rzeczą jest miłość do innych, miłość do naszego kraju.

Co sprawia, że Rwandyjczycy pomimo ludobójstwa żyją dalej? Nie zapominamy o przyszłości. Nie możemy już rozpamiętywać tego co było. Musimy działać na rzecz lepszego jutra. Chcemy zmienić obraz Rwandy, aby nie postrzegać mojej ojczyzny jedynie jako kraj, w którym wydarzyło się ludobójstwo, ale państwo, gdzie dzieją się też dobre rzeczy.

Wiemy, że dziś rwandyjski parlament ma największy odsetek Rwandyjek zasiadających w jego ławach. Jaka jest sytuacja kobiet w twoim ojczystym kraju? Czy tak silna kobieca reprezentacja prowadzi działania na rzecz Rwandyjek?

Był czas, kiedy kobieta mogła być tylko w domu, mieć tyle dzieci, ile mąż chciał, gotować dla rodziny i pracować na roli. Aż do 1994 roku, dziewczyna nie mogła nawet niczego żądać, nawet prawa do do dziedziczenia po ojcu. Te czasy już dawno minęły w Rwandzie.

Po ludobójstwie, kraj znalazł się w trudnej sytuacji. Często dziewczyny były jedynymi, które przeżyły. To wtedy ludzie zrozumieli potrzebę przyznania kobietom praw. Tam, gdzie kobiety stanęły na czele rodzin, zaczęło się dziać coraz lepiej. Ludzie zaufali kobietom, czemu dali wyraz w wyborach.

Płeć stała się tematem dyskusji wszędzie, w życiu publicznym, w domach, w szkole. Chłopców uczono, że dziewczyny mogą zrobić to samo, co oni, a dziewczęta uczono, że mogą same decydować.

Obecnie kobiety mogą być kimkolwiek chcą w Rwandzie. Mogą dokonywać zmian.

A to, co przekonuje do nas Rwandyjczyków? Kobiety postrzegane są jako opiekunowie naszych domów na co dzień. Znają problemy Rwandyjczyków od wewnątrz. Dlaczego nie powierzyć im rządów nad naszym krajem?

Jakie masz plany zawodowe po ukończeniu studiów? Chcesz wrócić do Ruandy, czy zostać w Polsce?

Kocham Polskę, i mam wielu wspaniałych polskich przyjaciół. Chciałabym tu zostać, ale wiem, że pragnę być też w Rwandzie. Polska zawsze będzie częścią mojego świata, ale moją ojczyzną jest właśnie Rwanda.

Dziękuję za rozmowę.

 Dokument bez tytułu