Krótka historia o Kozie i kluczu do formy

afryka.org Czytelnia Czytelnia Krótka historia o Kozie i kluczu do formy

Pomyślałam sobie, że ładnie z mojej strony będzie jeśli napiszę coś bardzo „mądrego”, z okazji odsłony portalu Afryka.org. Myślałam i prężyłam się aby coś wymyślić i jak zawsze w takich momentach przychodziły mi do głowy same banały. Pomyślałam sobie po raz kolejny jaka jestem mała, i jak ktoś taki jak ja może w ogóle wypowiadać się o Afryce, w której żyją tak mądrzy ludzie. I właśnie dlatego chciałabym napisać o kozie i kluczu do formy. Co ma jedno do drugiego?

Kiedy stałam już na plaży w Hiszpanii i patrzyłam na drugi brzeg Afryki, podeszli do mnie starsi Państwo. Okazało się, że są Polakami. Jak to Polacy, przywitaliśmy się wylewnie i przeszliśmy do konkretów: Skąd? Gdzie? Itd.? Państwo tym razem tylko Hiszpania, ale Afrykę to oni już znają. Co tu dużo mówić, znają jak własną kieszeń. Bo psze-Pani, nie tak jak wszyscy byli na safari w Kenii, ale byli też w RPA. Cóż , po tak przekonywujących argumentach, nie pozostało mi nic innego jak zanurzyć głowę w zimnym oceanie i odnaleźć w głębi oceanu odpowiedź na gnębiące mnie pytania o foremki…

Świat pędzi do przodu w rozwoju cywilizacji, czasy się zmieniają, ale… chwileczkę, bo ludzie chyba nie bardzo. Przynajmniej pewna część społeczeństwa żyje nadal w pewnej błogiej świadomości przeszłych czasów. Szkoda mi trochę tych, którzy przespali dekolonizację, dekomunizację, inne liczne de, post i neo…i wciąż tkwią w przekonaniu, że cywilizacja = biała cywilizacja, Afryka jest czarna i ciemna. M. Kundera pisał za Parmenidesem, o antymonii ciężaru i lekkości. Świat ma być podzielony na negatywne i pozytywne bieguny takie jak jasność i ciemność, ciepło i zimno, światło i ciemność…Jednym słowem, Afryka to banda „dzikusów”, jedzących łapami i komunikujących się za pomocą bębenków.

Kiedy pojechałam pierwszy raz do Afryki, nie wiedziałam jeszcze o tym, jak wielka jest różnica między moją wiedzą a wiedzą wszystkich naokoło. Człowiek po prostu robi wszystko co musi, nie zastanawiając się nad tym, że inni robią to inaczej. Człowiek przyzwyczajony jest do widoków i zachowań, które powtarzane są przez całe jego życie i zetknięcie z innymi, obcymi bywa szokujące. W moim przypadku, wszystko stało się jasne, gdy zobaczyłam kozę! Wiem, może to brzmieć jakkolwiek dziwnie ale można powiedzieć, że mój obecny światopogląd zawdzięczam afrykańskiej kozie. Otóż po raz pierwszy to co zobaczyłam i niewątpliwie było kozą, nie pasowało do foremki, jaką stworzyła kultura w której się wychowałam. Miało za krótkie nóżki, dziwne rogi i w ogóle przypominało raczej jakiegoś karykaturalnego dziczka a nie kozę! I w ten oto sposób, zrozumiałam, że wszystko co widzimy wkładane jest do tych foremek i jeśli nie pasuje, to istoty myślące pracują nad zmianą formatu foremki, a ci, którzy mają problemy z geometrią po prostu odrzucają ten nowy twór.

Najłatwiej więc przyznać sobie rację i nie szukać niepotrzebnych wyjaśnień na pytanie: czemu tak jest? Ja jednak po moim zetknięciu z Kozą (tę kozę będę pisać dużą literą, ze względu na szacunek jaki powinnam jej oddać przez niewątpliwy jej udział w moim rozwoju intelektualnym), znalazłam swoje miejsce w Afryce, i zrozumiałam kto tu jest mądrzejszy. Uważam bowiem, że mądrość Afrykańczyków tkwi w tym czego nie widać, w tajemnicy. Oni wiedzą, że my się gubimy w ich świecie, ale nie dają po sobie poznać, że traktują nas z tego powodu pobłażliwie. Dlatego właśnie kiepscy matematycy, wracają z safari w przekonaniu o swojej wyższości, a Kenijczycy tymczasem zacierają ręce, że udało im się zrobić w konia kolejnego "białego". Do mądrości Afrykańczyków trzeba jednak dotrzeć, a jak się do niej trafi, widzi się jak głupim się było.

Myślę, że jest taki jeden klucz. Język. I tu muszę zrobić znów małą dygresję i objawić wszem i wobec: w Afryce ludzie porozumiewają się językami. Tak, choć niektórym ciężko to włożyć w odpowiedni format, to prawda. Afrykańczycy nie mówią narzeczami tak jak i nie są szczepami. Mówią prawdziwymi językami, które mają prawdziwe dialekty.

Ale przypomnijmy sobie kiedy jako dzieci (a pewnie co poniektórym i teraz się zdarza) naśmiewaliśmy się z obcokrajowców, w spokoju przekonania, że nas i tak nie rozumieją. To była nasza tajemnica. Znów zrobię pewną dygresję. Bałam się kobiet. Tuareskich kobiet i afrykańskich kobiet w ogóle. Przerażały mnie te istoty obdarzone stoickim spokojem, wpatrujące się we mnie świdrującymi oczkami, i mówiące tylko między sobą. Wystarczyło jednak użyć klucza do ich tajemnicy i okazało się, że kobiety tuareskie to straszne śmieszki i plotkary. Ale to przede wszystkim mądre kobiety umiejące czekać miesiącami na powrót swojego mężczyzny z pustyni.

Uważam, że nie da się poznać człowieka do końca nie mówiąc jego językiem. Nie sztuka uznać kogoś za idiotę jeśli się go nie rozumie, lub jeśli on nie rozumie nas. Kiedy jeżdżąc autobusami nigeryjskimi, mogłam swobodnie wykłócić się o cenę, czy zrozumieć co kto o mnie mówi, było mi o wiele łatwiej, mogłam bardziej być z ludźmi. Najprzyjemniejsze momenty są wtedy, kiedy możemy zbliżyć się do kogoś bo się rozumiemy. Możemy go poznać ponieważ go rozumiemy. Oczywiście mam głęboką świadomość iż nigdy nie zrozumiem Afryki, ani nigdy nie poznam jej do końca. Ale warto mięć taką świadomość, zamiast wierzyć, że nie warto jej rozumieć i poznawać. Warto pamiętać, że nawet jeśli koza przypomina dzika, może być nadal kozą! A nawet Kozą!A na koniec mała zagadka afrykańska. Może nie długa, ale czy nie sprytna? Co to za dom? Jest w nim dziecko, a wejścia nie ma?

Marta Jackowska 

 Dokument bez tytułu