Jutro skończę dwadzieścia lat

afryka.org Kultura Książki Jutro skończę dwadzieścia lat

“W naszym kraju szef musi być łysy i mieć wielki brzuch. A że mój wuj nie jest łysy i nie ma wielkiego brzucha, gdy się na niego patrzy, nie od razu widać, że to praw­dziwy szef i że ma wielkie biuro w centrum miasta. Jest dyrektorem finansowym i administracyjnym. Jak mówi mama Paulina, dyrektor finansowy i administra­cyjny to ktoś, kto trzyma w garści wszystkie pieniądze spółki, i to właśnie on mówi: ciebie zatrudnię, ciebie nie zatrudnię, a ciebie odeślę do rodzinnej wioski.”

Wujek René pracuje w CFAO, jedynej firmie, która sprzedaje auta w Pointe-Noire. Ma w domu telefon i telewizor. Mama Paulina uważa, że to drogie i nic nie­warte rzeczy, że lepiej ich nie mieć, bo kiedyś ludziom żyło się lepiej bez tego. Po co trzymać w domu telefon, skoro można pójść na pocztę przy Wielkim Targu? Po co telewizja, skoro można posłuchać wiadomości przez radio? W dodatku z Libańczykami, którzy sprzedają ra­dia na Wielkim Targu, można podyskutować o cenie. A gdy ktoś jest urzędnikiem albo dyrektorem finan­sowym i administracyjnym jak mój wuj, może nawet zapłacić w kilku ratach.

Często sobie myślę, że wujek René jest potężniej­szy od Boga, do którego ludzie modlą się w niedzielę w kościele Świętego Jana Bosco. Boga nikt nigdy nie widział, ale boimy się Jego mocy, tak jakby mógł nas zwymyślać albo zbić, a przecież mieszka bardzo daleko, tam gdzie nigdy nie dotrze żaden boeing. Żeby z Nim porozmawiać, trzeba iść do kościoła, i to ksiądz prze­kazuje Mu nasze prośby, które przeczyta, gdy znajdzie wolną chwilę, bo tam, na górze, ma istne urwanie gło­wy, rano, w południe i wieczorem.

A wujek René jest przeciwko Kościołowi i zawsze powtarza mojej matce:

– Religia to opium dla mas!

Mama Paulina wyjaśniła, że jeśli ktoś nazwie mnie „opium dla mas”, od razu muszę mu utrzeć nosa, bo to wielka zniewaga, a wujek René nie powinien używać tak trudnych słów jak „opium” jedynie dla żartu. Odtąd kiedy tylko zrobię coś głupiego, mama Paulina nazywa mnie „opium dla mas”. Kiedy na przerwie w szkole jakiś kolega zbyt mi się naprzykrza, nazywam go „opium dla mas” i dochodzi do bijatyki.

Mój wuj twierdzi, że jest komunistą. Komuniści to zwykle ludzie prości, nie mają telewizji, telefonu, elek­tryczności, ciepłej wody, klimatyzacji i nie zmieniają samochodu co pół roku jak wujek René. Więc teraz już wiem, że można być komunistą i bogaczem.

Myślę, że jeśli wuj bywa dla nas niemiły, to dlatego że kwestie zasadnicze komuniści traktują bardzo serio z winy kapitalistów, którzy kradną dobra wyklętym ludziom Ziemi, a nawet zabierają im środki produkcji. Więc jak ci wyklęci ludzie Ziemi mają żyć z pracy rąk, skoro kapitaliści są właścicielami środków produkcji i sami cichaczem przejadają zyski, zamiast podzielić się nimi po równo z ludźmi pracy?

Kiedy mój wuj się wścieka, to na kapitalistów, nie na komunistów, którzy muszą się łączyć, bo podobno wkrótce zacznie się ich ostatni bój. W każdym razie uczą nas tego w szkole na lekcjach etyki. Na przykład mówią, że jesteśmy przyszłością Konga, że dzięki nam kapitalizm nigdy nie zwycięży w ostatnim boju, gdy już do niego dojdzie. Jesteśmy Narodowym Ruchem Pionierów. My, dzieci, najpierw zostajemy członka-mi Narodowego Ruchu Pionierów, a potem członkami Kongijskiej Partii Pracy, KPP, może nawet będzie wśród nas przyszły prezydent republiki, który stanie także na czele KPP.

I oto proszę, ja, Michel, używam słów mojego wuja, jakbym był prawdziwym komunistą, a wcale tak nie jest. Ponieważ stale powtarza dziwne i trudne słowa, jak „kapitał”, „zysk”, „środki produkcji”, „marksizm”, „leninizm”, „materializm”, „baza”, „nadbudowa”, „burżuazja”, „walka klas”, „proletariat” itd., w końcu je zapamięta­łem, nawet jeśli czasem nieświadomie je mylę i nie za­wsze rozumiem. Na przykład gdy mówi o wyklętych lu­dziach Ziemi, naprawdę chodzi o tych, których dręczy głód. To kapitaliści robią wszystko, żeby ich dręczył głód i żeby nazajutrz wrócili do pracy, choć są wyzy­skiwani i wczoraj nic nie jedli. Więc jeśli ci, których dręczy głód, chcą zwyciężyć w walce, muszą wyma­zać przeszłość, zrobić tabulę rasę i się sami wyzwo­lić, a nie czekać, aż ktoś przyjdzie i zechce ich ocalić. Inaczej będzie z nimi naprawdę bardzo źle i wiecznie będą głodni i wyzyskiwani.

W domu wujka René zawsze każą mi siadać na bardzo złym miejscu, dokładnie naprzeciwko zdjęcia białego starucha, który nazywa się Lenin i wciąż mi się przy­gląda, chociaż wcale go nie znam i on też mnie nie zna. Nie chcę, by jakiś biały staruch, który mnie wcale nie zna, bezczelnie mi się przyglądał, więc ja też patrzę mu prosto w oczy. Wiem, że to niegrzeczne patrzeć dorosłym osobom prosto w oczy, dlatego patrzę ukradkiem, by wuj się nie zdenerwował i nie stwierdził, że nie okazuję szacunku jego Leninowi, którego podziwia cały świat.

Jest też zdjęcie Karola Marksa i Engelsa. Podobno nie należy rozdzielać tych dwóch starców, bo są jak bliźnięta. Zresztą obydwaj mają długie brody, myślą to samo w tym samym momencie i czasem piszą razem w książce to, co pomyśleli. To dzięki nim ludzie już dzisiaj wiedzą, co to jest komunizm. Zdaniem moje­go wuja, to właśnie Karol Marks i Engels wyjaśnili, że historia świata to tylko historia ludzi podzielonych na klasy, na przykład niewolników i panów, posiadaczy ziemskich i chłopów, którzy nie mają ziemi, itd. Toteż na tym świecie jedni są na górze, a inni na dole i cier­pią, bo ci na górze wyzyskują tych, którzy są na dole. Ale że wiele się już zmieniło i ci na górze próbują ukryć, w jaki sposób wyzyskują tych, którzy są na dole, Karol Marks i Engels uważają, że najważniejsze to nie dać się omamić, różnice wciąż istnieją i dziś mamy dwie kla­sy, które zmagają się z sobą, tocząc bezlitosną walkę: burżuazję i proletariat. Bardzo łatwo rozpoznać ich na ulicy: burżuazja ma wielkie brzuchy, bo zjada wszystko, co wytworzy proletariat, a proletariat (czyli ci, których dręczy głód) jest bardzo chudy, gdyż burżuazja zostawia mu tylko okruchy, żeby choć trochę się posilił i wrócił nazajutrz do pracy. A wuj René mówi, że właśnie to na­zywa się wyzyskiem człowieka przez człowieka.

Wuj powiesił też na ścianie zdjęcie naszego Nieśmier­telnego towarzysza prezydenta Mariena Ngouabiego i Victora Hugo, autora wielu wierszy, które deklamu­jemy w szkole.

Nieśmiertelny to taki ktoś jak Spiderman, Lucky Luke, Tintin albo Superman, którzy nigdy nie umierają. Nie rozumiem, dlaczego musimy mówić, że towarzysz prezydent Marien Ngouabi jest nieśmiertelny, skoro każdy wie, że nie żyje, że został pochowany na cmen­tarzu Etatolo na północy kraju, na cmentarzu strzeżo­nym przez wszystkie dni tygodnia, dwadzieścia cztery godziny na dobę, bo niektórzy chcieliby odprawiać na jego grobie czary, by oni też mogli się stać nieśmiertelni.

No właśnie, musimy nazywać naszego byłego pre­zydenta Nieśmiertelnym, chociaż nie żyje. Jeśli ktoś się z tym nie zgadza, zajmie się nim nasz rząd, trafi do więzienia i będzie osądzony, gdy nasza Rewolucja raz na zawsze przepędzi kapitalistów, a środki produkcji będą w końcu należały do wyklętych ludzi Ziemi, do ludzi, których dręczy głód, i tych, którzy dniem i nocą wal­czą z powodu tej historii klas Karola Marksa i Engelsa.

Mama Paulina wie, że bardzo boję się wuja René, i to wykorzystuje. Kiedy wieczorem nie chcę iść do łóżka, nim mnie nie pocałuje, przypomina, że jeśli nie pójdę spać, jej brat pomyśli sobie, że jestem małym kapitali­stą, który nie chce zasnąć, póki nie dostanie całusa od mamy, całkiem jak dzieci kapitalistów, którzy miesz­kają w centrum miasta albo w Europie, a zwłaszcza we Francji. Zapomni, że jestem jego siostrzeńcem, i spuści mi lanie. Gdy tylko to usłyszę, od razu się uspokajam, a mama Paulina pochyla się nade mną, muska moją głowę, ale mnie nie całuje jak w tych książkach, które czytają nam w klasie i które dzieją się w Europie, zwy­kle we Francji. I wtedy mówię sobie, że książki nie zawsze mówią prawdę i że nie trzeba wierzyć w to, co jest w środku.

Fragment w tłumaczeniu Jacka Giszczaka pochodzi z wydanej właśnie w Polsce książce Alaina Mabanckou, “Jutro skończę dwadzieścia lat”. Przeczytaj więcej o książce.

 Dokument bez tytułu