Zanim Nicholas Garrigan został zatrudniony przez Idi Amina, znajdował się w trudnej sytuacji nawiązując romans z Sarah, piękną i samotną żoną lekarza z kliniki. Do tej niewielkiej, ale ciekawej roli filmowcy wybrali Gillian Anderson, znaną ze swej wielokrotnie nagradzanej roli agentki Scully z serialu Z archiwum X. Tu miała zagrać skrajnie odmienną postać – cichą i znużoną żonę człowieka, którego łagodność sprawia, że wyrażenie własnych pragnień wydaje się niemal niemożliwe.
W trakcie lektury scenariusza Anderson zaciekawiła możliwość dowiedzenia się czegoś o mitycznym Idi Aminie. Tym, co mnie ujęło, była przypominająca historię Jekylla i Hyde'a dwoista natura Amina – mówi. – To człowiek, którego jednocześnie kochano i obawiano się, żyjący złudzeniami dyktator i niebezpieczny szaleniec.
Spodobał się też jej związek z Nicholasem. Myślę, że Sarah po prostu tęskniła za Zachodem, za jakąkolwiek ciekawą rozmową, więc kiedy spotkała Nicholasa, natychmiast zaiskrzyło między nimi – mówi Anderson. – Ale kiedy on związał się z Aminem, zobaczyła go w innym świetle.
Wraz z podjęciem pracy w otoczeniu Amina, Garrigan wikła się w inny, znacznie bardziej niebezpieczny romans – z Kay Amin, jedną z kilku żon Idi Amina. Urzeczony jej siłą i oburzony traktowaniem przez Amina jej syna cierpiącego na padaczkę, zwraca się w stronę Kay, kiedy jego świat zaczyna się rozpadać.
Rolę Kay zaproponowano jednej ze wschodzących gwiazd kina amerykańskiego – Kerry Washington, która zwróciła na siebie uwagę jako żona Raya Charlesa w Rayu oraz grając w takich filmach jak Mr. & Mrs. Smith czy Fantastyczna czwórka. Washington przyznaje się do fascynacji losami swojej bohaterki. Mówi się, że prawdziwa Kay Amin była piękną i błyskotliwą studentką, która została drugą żoną Amina po krótkim romansie. Jej ciało znaleziono poćwiartowane w bagażniku samochodu, zaś śledztwo wskazywało, że zmarła w trakcie aborcji, którą wykonywał jej kochanek, ugandyjski lekarz.
Washington była nie tylko poruszona historią Kay, doceniła też sposób w jaki scenariusz OSTATNIEGO KRÓLA SZKOCJI przenosił ją w świat, którego wcześniej nie znała. To wspaniała opowieść, oparta na historycznych wydarzeniach, ale dla mnie przede wszystkim to poruszający autentyzmem obraz reakcji międzyludzkich – bardzo intymny, osobisty, emocjonalny, choć zarazem gwałtowny.
Jamesowi McAvoyowi spodobała się kompleksowość relacji między jego bohaterem i graną przez Washington Kay – zwłaszcza w scenie, kiedy Kay odkrywa, że jest w ciąży. To nie jest zwykła historia o tym, że dwoje ludzi zakochuje się w sobie w niebezpiecznych okolicznościach – mówi aktor. – Tych dwoje nie zwróciłoby zapewne na siebie uwagi, gdyby nie okoliczności. To, co rodzi się między nimi to nie tylko uczucie, ale i pragnienie przetrwania. A Kerry ze względu na swą szczerość i otwartość jest idealną aktorką do tej roli.
Od razu na planie pojawiło się między nimi to, co nazywa się filmową chemią. Ich wspólne sceny przepojone są zmysłowością – przyznaje producentka Lisa Bryer.
Ogromne znaczenie dla Washington miało to, że film będzie kręcony w Afryce. Pochodzę z rodziny akademickiej, więc spodobało mi się, że mogę przerzucić się w skrajnie odmienne środowisko – mówi. – A to przecież środowisko Kay zadecydowało o tym, jak ona czuje i postrzega rzeczywistość.
W trakcie realizacji filmu korzystano z pomocy Charlesa Mulekwy – ugandyjskiego dramaturga, który pracował już w USA, toteż potrafi łączyć obie kultury – który zajął się wytłumaczeniem aktorom ugandyjskiej specyfiki. Po pierwsze, musiałem opowiedzieć im o naszym kraju i czego mogą się tu spodziewać. Potem zajęliśmy się akcentem – mówi. – Zarówno Kerry, jak i Forest nie byli wcześniej w Afryce. Musieli się więc nauczyć różnicy między angielskim używanym w Ameryce i u nas. W rezultacie Kerry mówiła znakomicie afrykańskim angielskim, zaś Forest płynnie posługiwał się swahili.
(cinepix)