DRK: Wciąż nie ma nadziei

afryka.org Wiadomości DRK: Wciąż nie ma nadziei

Wszystko wskazuje na to, że rebelianci we wschodniej części Demokratycznej Republiki Kongo (DRK) wycofali się przynajmniej z niektórych pozycji. Czy na długo? Co dzieje się na kongijskim wschodzie?

Siły rebeliantów Laurenta Nkunda cofnęły się o 40 kilometrów – donoszą serwisy informacyjne. Wycofanie nastąpiło w związku z rozmowami, które prowadził w ubiegły weekend specjalny wysłannik ONZ i były prezydent Nigerii, Olusegun Obasanjo. Jednak spokój na wschodzie DRK nie musi być wcale trwały. Przemieszczenie wojsk Nkunda nie oznacza definitywnego zakończenia walk. Tym bardziej, że od roku Nkunda obiecuje zgodę, a potem znowu prowadzi działania przeciwko siłom rządowym. Zresztą nie tylko Nkunda jest problemem. Na wschód DRK, w rezultacie ludobójstwa w Ruandzie dokonanego przez Hutu na Tutsi, a następnie przejęcia władzy przez Tutsi, docierały ogromne fale uchodźców. Do dziś w tym rejonie Konga panuje chaos, bo Kinszasa nie jest w stanie kontrolować odległych prowincji.

W tym chaosie Nkunda ogłosił się obrońcą kongijskiej mniejszości Tutsi – zresztą sam należy do tej grupy etnicznej – przed milicjami Hutu, które uciekły z Ruandy zaraz po przejęciu władzy przez Tutsi. Tak naprawdę aspiracje Nkunda są znacznie większe. Nkunda chce rządzić, a ostatnio mówi nawet o wyzwoleniu całego kraju.

Ofiarami konfliktu są niewinni cywile. Morderstwa i gwałty, to codzienna rzeczywistości mieszkańców wschodniej części DRK. Według świadków takiej przemocy jeszcze nie było na kongijskim wschodzie i jest coraz gorzej. 44 organizacje i związki wyznaniowe ze wschodniego Konga podpisało się pod specjalnym apelem o pomoc. „Do kogo jeszcze mamy się zwrócić? Kto nam pomoże?” – pytają w apelu jego sygnatariusze. W związku z tym ONZ postanowił wysłać dodatkowe 3100 żołnierzy, którzy wzmocnią oenzetowski kontyngent, liczący obecnie 17000.

Wątpliwe jest, czy „błękitne hełmy” będą w stanie pomóc w zakończeniu konfliktu. Ich ograniczony mandat i struktura nie pozwalają na prowadzenie zdecydowanych działań bojowych w terenie. Tym bardziej, że w rejonie walk znajduje się zaledwie 6000 żołnierzy ONZ. Tyle samo wynosi liczba rebeliantów Nkunda. Kolejne 6000 stanowią ruandyjscy Hutu. Do tego dochodzą żołnierze armii rządowej i prorządowej milicji Mai Mai.

Po weekendowych rozmowach z Nkunda, Obasanjo wynegocjował wycofanie rebeliantów Tutsi o 40 kilometrów. W ten sposób ma powstać strefa buforowa, którą ma docierać pomoc humanitarna do potrzebujących. Strefę kontrolowałyby wojska ONZ.

ONZ poza zapowiedzią wysłania nowych wojsk, oskarżyło wszystkie strony konfliktu o zbrodnie przeciwko ludzkości. Przemocy dopuszczają się tak żołnierze jak i rebelianci.

Niespokojnie na kongijskim wschodzie jest od 1994 roku. Chaos trwa, pomimo zakończenia drugiej wojny kongijskiej. Przekleństwem wschodniej części DRK są bogate złoża surowców mineralnych. To dzięki kontroli ich złóż rebelianci mają pieniądze na prowadzenie walki. Wschód Konga jest też miejscem, które chciałaby kontrolować sąsiednia Ruanda.

lumi

 Dokument bez tytułu