afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej Dom na końcu świata

Niewiele osób wie, jak liczna i prężnie działająca jest Polonia w Republice Południowej Afryki. Pierwsza fala polskich imigrantów pojawiła się w RPA w okresie międzywojennym. Kolejna, obejmująca głównie żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych, po II wojnie światowej, a następna w latach 60. XX wieku. Największą grupę stanowiła emigracja „solidarnościowa“. Dziś Polonia w RPA liczy ok. 30 tys. osób.

Gosię Kubiak poznałam tydzień po przylocie do RPA. Już po pierwszym spotkaniu nazywała mnie swoją „afrykańską córką“. Mieszka w tym kraju od 24 lat. Zawsze serdeczna i uśmiechnięta. Twierdzi, że optymizmu nauczyła się właśnie w Afryce. Choć w Polsce drażni ją tempo życia i pesymizm, nigdy nie straciła więzi z ojczyzną. Aktywnie działa w Zjednoczeniu Polskim Vaal Triangle. Jest zaangażowana w promocję polskiej kultury w RPA. W jej domu w Vanderbijlpark panuje żelazna zasada – można mówić tylko po polsku. Choć wielokrotnie napotykała opór swoich synów, dziś Christian i Kamil doceniają swoje polskie korzenie i znajomość języka. Jak to się stało, że jej rodzina znalazła swój dom na końcu świata?

Karolina Drejerska: Od ilu lat już mieszkasz w RPA? Jak to się stało, że tam się przeprowadziłaś?

Małgorzata Kubiak: 1 października miną 24 lata, odkąd mieszkam w RPA. Jednak zanim przenieśliśmy się całą rodziną do tego kraju, prawie dwa lata mieszkaliśmy w Niemczech. Pewnego słonecznego dnia 1988 roku spakowaliśmy walizki i z rocznym wtedy Kamilkiem, naszym synem, wyruszyliśmy w świat, szukając swojego miejsca na ziemi.

Dlaczego akurat RPA?

W Niemczech nie mogliśmy dłużej zostać. Inne kraje nie chciały nas przyjąć. Do Polski nie mieliśmy po co wracać. Co prawda, zarówno ja, jak i mój mąż, mieliśmy pracę w Polsce, jednak  nie było perspektyw na własne mieszkanie. Mieszkaliśmy z rodzicami i mieliśmy do dyspozycji tylko jeden pokój. Nie było łatwo. I wtedy pojawiła się szansa na zmianę. Okazało się, że w RPA szukają ludzi do pracy. Mąż przeszedł przez rozmowę kwalifikacyjną i po kilku miesiącach, z kartą stałego pobytu, wyruszyliśmy szukać szczęścia i budować swój dom na afrykańskiej ziemi, już we czwórkę. W 1989 roku, w Niemczech, urodził się nasz drugi syn, Christian. Miałam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyłam się, że kończy się tułaczka i niepewność. Z drugiej strony, bałam się, co czeka nas na Czarnym Lądzie, z dala od bliskich i rodziny. Patrząc na to wszystko dziś, z perspektywy, myślę, że jednak byliśmy naprawdę odważni.

Jakie były Twoje wyobrażenia o tym kraju w latach 80., zanim jeszcze się tam przeniosłaś? Czy cokolwiek wiedziałaś wtedy o RPA?

Tylko tyle, ile nauczyłam się na lekcjach geografii. Wiedziałam, ze jest to kraj bogaty w surowce naturalne. Główne miasta to Cape Town, Johannesburg, Durban, Pretoria. Wiedziałam, że w RPA jest ciepło i że ten kraj ma dostęp do dwóch oceanów. Na tym kończyła się moja wiedza o RPA. Telewizja też nas nie rozpieszczała. Albo pokazywali pustynny krajobraz i dzikie zwierzęta albo ubogie chaty, kryte słomą. Dopiero w ambasadzie południowoafrykańskiej pokazali nam zdjęcia miasta Vanderbijlpark, do którego mieliśmy jechać. Zobaczyliśmy zdjęcia huty ISCOR, w której mój mąż miał pracować. To dodało nam trochę otuchy.

Pamiętam, że gdy ja przenosiłam się do RPA, moi bliscy nie byli przekonani do tego pomysłu. Nie mogli zrozumieć, dlaczego akurat ten kraj, dlaczego Afryka. Wyobrażam sobie, że w latach 80. Twoja przeprowadzka do RPA, z małymi dziećmi, musiała wzbudzać dużo większe emocje. Jakie były reakcje Twoich bliskich na wiadomość o tym, że przeprowadzasz się do Afryki?

Rodziców poinformowaliśmy o naszym wyjeździe przez telefon. Wiem, że byli smutni, że wyjeżdżamy tak daleko. I przerażeni, bo o Afryce w Polsce ludzie wiedzieli bardzo mało. Zaakceptowali jednak naszą decyzję. Pogodzili się z tym, choć nie było im łatwo.

Jakie jest Twoje pierwsze wspomnienie z RPA? Jakie były Twoje wrażenia po przylocie do tego kraju?

Afryka przywitała nas słoneczną pogodą. Na lotnisku czekał na nas przedstawiciel firmy, dla której pracować miał mój mąż. W hotelu w Vanderbijlpark przywitała nas pani Grażyna, która pomogła nam załatwić sprawy, związane z przeprowadzką. Pomogła nam zrobić pierwsze zakupy. W hotelu poznaliśmy inne polskie rodziny, które także postanowiły rozpocząć nowe życie w RPA.

Czy po przeprowadzce znałaś jakikolwiek język, który jest używany w RPA? Jak się komunikowałaś z mieszkańcami RPA? Jak jest teraz?

Gdy przenieśliśmy się do RPA, znałam dobrze język niemiecki. Jednak już na lotnisku przekonałam się, że nie będzie łatwo. Pamiętam, że potrzebowałam długopisu. Podeszłam do okienka i po niemiecku o niego poprosiłam. Pani w okienku zrobiła wielkie oczy i pokręciła głową. Powtórzyłam pytanie wolniej. Ona wciąż nie rozumiała. Pokazałam jej więc długopis. Wtedy powiedziała „pen“. I to była moja pierwsza lekcja angielskiego. Wtedy też zrozumiałam, że będę się musiała nauczyć kolejnego języka. A nawet dwóch, bo jest przecież jeszcze afrikaans. Ale tego pierwszego dnia starałam się o tym nie myśleć. Później okazało się, że ISCOR organizował dla nas kursy angielskiego i afrikaans.

Po 3 miesiącach pobytu w RPA potrafiłam się już komunikować w afrikaans. Jest w nim wiele podobieństw do niemieckiego, więc nie miałam problemów z nauką. Teraz posługuję się angielskim i afrikaans bez żadnych problemów.

Jak odnalazłaś się w tej nowej rzeczywistości? Czy była ona rzeczywiście tak inna, jak można by było się tego spodziewać?

Bardzo szybko przyzwyczaiłam się do nowej rzeczywistości. Okazało się, że w Vanderbijlpark mieszka ok. 150 polskich rodzin. Nawiązaliśmy nowe znajomości. Razem z dziewczynami robiłyśmy zakupy, spotykałyśmy się na kawie. Nasze dzieci bawiły się razem. Nareszcie mieliśmy własny dom z ogródkiem. Mąż pracował, a ja zajmowałam się dziećmi. W soboty uczyłam dzieci języka polskiego w polskiej szkółce.

Jak wychowywałaś swoich synów? Czy zależało Ci na tym, żeby wychowywać ich w duchu polskości czy raczej chciałaś, żeby stali się częścią społeczeństwa południowoafrykańskiego?

Dzieci starałam się wychowywać w duchu polskości. Zachowujemy polskie tradycje, w domu mówimy tylko po polsku. Pamiętam taką zabawną sytuację. Bardzo denerwowało mnie, że chłopcy na wszystko odpowiadali „okay“. Zrobiłam im wykład na temat tego słowa. Wytłumaczyłam, że to nie jest polskie słowo. I powiedziałam, żeby mi więcej tego wyrazu nie używali w domu. Co oni na to? „Okay!“. I tak sobie pogadaliśmy.

Kamil i Christian nie mieli żadnych problemów w szkole. Uczyli się tam angielskiego i afrikaans. Po mału wchodzili w środowisko południowoafrykańskie, pamiętając i ciągle podkreślając, że są Polakami. 

Jakie były reakcje Południowoafrykańczyków na coraz liczniej przybywających do ich kraju Polaków? Jak Polacy są teraz odbierani w RPA?

W RPA słowo „Polak“ wciąż brzmi dumnie. Jesteśmy postrzegani jako inteligentni, zaradni i pracowici ludzie. Jesteśmy cenieni w pracy. I to jest naprawdę piękne.

W RPA jest 11 oficjalnych języków i ponad 20 języków używanych na co dzień. Czy to stanowiło dla Ciebie kiedykolwiek problem? Jak żyje się w takim wielojęzycznym kraju?

W RPA każdy może używać swojego języka, kultywować swoje tradycje i promować kulturę. Moi koledzy w pracy często witają mnie słowami „Dzień dobry!“. Ja w kontaktach z nimi używam angielskiego i afrikaans. Znam też kilka zwrotów grzecznościowych w sotho i staram się ich używać jak najczęściej. Starsze pokolenie Afrykańczyków bardzo się cieszy, gdy staramy się mówić w ich języku. Afrykanerzy i Afrykańczycy, słysząc nasz akcent, pytają, z jakiego jesteśmy kraju. W jakich językach mówi się w Polsce. I w ogóle gdzie jest ta Polska?

No właśnie! Czy Południowoafrykańczycy wiedzą dużo o Polsce? Z czym im się zazwyczaj kojarzy nasz kraj?

Jest sporo osób, którym Polska kojarzy się z Janem Pawłem II czy Solidarnością.

Czy jest coś w kulturze południowoafrykańskiej, czego wciąż nie możesz zrozumieć lub zaakceptować?

Na początku bardzo irytowała mnie ich powolność. Zawsze na wszystko mają czas. Nigdy się nie spieszą. Teraz, po 24 latach mieszkania tutaj, już mi to nie przeszkadza. Natomiast moich współpracowników denerwuje to, że ja wszystko chciałabym mieć zrobione na wczoraj. Chcieliby, żebym była taka, jak oni. Ale ja tak nie potrafię.

Czy jest coś, czego Polacy mogliby się nauczyć od Południowoafrykańczyków?

Bardzo podoba mi się otwartość Południowoafrykańczyków. Tutaj nie trzeba kogoś znać, żeby z nim porozmawiać w kolejce w sklepie, w banku czy w urzędzie. Ludzie chętnie dzielą się swoimi spostrzeżeniami, uwagami. Każdy ma zawsze czas na krótką rozmowę, nawet z nieznajomym.

I najważniejsze – w RPA nauczyłam się uśmiechać. Nauczyłam się tak zupełnie naturalnie uśmiechać się do nieznajomych. Do ludzi mijanych na ulicy, do kasjerki czy do urzędniczki w okienku.

Czy są jakieś stereotypy w Polsce, które dotyczą Afryki i które wyjątkowo Ciebie drażnią?

Na początku naszej rozmowy zapytałaś mnie, co wiedziałam o RPA przed przeprowadzką. Bardzo niewiele, ale ta rzeczywistość mile mnie zaskoczyła. To, co zobaczyłam, dawało nam nadzieję na lepsze życie. Mamy tu świetne autostrady, piękne domy, galerie handlowe, hotele, ekskluzywne samochody. A do tego przepiękny krajobraz i olbrzymia przestrzeń. Zaraz ktoś powie, że to nieprawda. Że w Afryce jest tylko bieda. Zgadza się. Są tu też ludzie biedni. Żyjący w domach zbudowanych ze znalezionych gdzieś blach. Ale często obok takiego domku zobaczyć można drogi samochód lub antenę satelitarną. To kraj pełen kontrastów i bardzo różni się od tego, jak wyobrażają go sobie Europejczycy.

Nie wszyscy wiedzą, że RPA może się pochwalić liczną Polonią. W Vanderbijlpark, gdzie mieszkasz, jest wyjątkowo dużo Polaków. Prężnie działa tu Zjednoczenie Polskie Vaal Triangle. Czy mogłabyś mi trochę opowiedzieć o Polonii w RPA?

Wspomniałam już, że na początku mieszkało tu ok. 150 polskich rodzin. Dziś jest nas dużo mniej, ale wciąż prężnie działamy. Mamy Zjednoczenie Polskie Vaal Trangle, działające przy Klubie Polskim. Pamiętamy o ważnych rocznicach i świętach państwowych. Organizujemy akademie i spotkania, w których uczestniczą starsi i młodsi Polacy. Organizujemy takie zabawy, jak wianki, topienie Marzanny, wieczory Andrzejkowe. Naszą tradycją jest polski Sylwester, śledzik czy Walentynki. Działa też kabarat Plagiat, który raz w roku zaprasza nas na dwie godizny dobrej zabawy. Staramy się tę polskość przekazywać naszym dzieciom.

Przy parafii św. Franciszka działa Polska Rada Duszpasterska. Polski ksiądz odwiedza nas dwa razy w miesiącu. Naszym obecnym duszpasterzem jest ksiądz Faustyn Jankowski. Mamy polskie Msze święte. Posługę duszpasterską prowadzą u nas księża Chrystusowcy. 23 lata temu sprowadziliśmy do Vanderbijlpark kopię obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej i od tej pory w sierpniu każdego roku Polacy z całego kraju przyjeżdżają do nas, by oddać cześć naszej Jasnogórskiej Pani.

Czy chciałabyś kiedyś wrócić do Polski?

Był taki czas w moim życiu, że myślałam o powrocie do Polski. 23.12.2003 zmarł nagle na zawał mój mąż. Zostałam wtedy sama z dziećmi, daleko od rodziny i bliskich mi osób. Było mi ciężko, ale myślałam cały czas o moich synach. Mieli wtedy 15 i 16 lat. Wiedziałam, że byłoby im ciężko odnaleźć się nagle w polskiej rzeczywistości. Nie chciałam fundować im kolejnych stresujących sytuacji. Zdecydowałam się zostać w RPA.

W Polsce byłam w lutym tego roku. Jest piękna, inna, ciągle się zmienia i rozbudowuje. Powstają nowe drogi, sklepy – to robi duże wrażenie! Bardzo mi się podobało, ale po 3 tygodniach zaczęłam tęsknić za moim domem, za dziećmi, za moimi zwierzakami. To tu, w RPA, jest mój dom. Moje miejsce na ziemi. Moi przyjaciele. Moje życie. Moja Polska. A za tą prawdziwą Polską, która jest daleko stąd, nigdy nie przestanę tęsknić.

Pytasz, czy kiedyś wrócę. Mój mąż zawsze mawiał „nigdy nie mów: nigdy“. Zawsze chętnie odwiedzę rodzinne strony i spróbuję najlepszego polskiego chleba.

Czy chciałabyś może coś dodać na koniec naszej rozmowy?

Pozdrawiam z południowoafrykańskiej ziemi wszystkich znajomych i nieznajomych! Przesyłam Wam odrobinę naszego słońca!

Dziękuję za rozmowę.

 Dokument bez tytułu