Czary… mary… Daj mi Puchar Afryki

afryka.org Czytelnia Blog Mamadou Diouf Czary… mary… Daj mi Puchar Afryki

Amadou Korouma, nie żyjący już pisarz z Wybrzeża Kości Słoniowej, na pytanie czy istnieją czary, powiedział: „Nie sądze, bo Afrykanie łapani jako niewolnicy przemienialiby się w ptaki i frunęli ze statków do Ameryki.” Ta nieco złośliwa riposta ma jednak swój głęboki sens. Nadnaturalne siły rządzą tym kontynentem. To niezaprzeczalny fakt.

Wszystkie kultury mają swoje sposoby na „rozwiązanie” swoich życiowych problemów. Ludzie na odpowiedzialnych stanowiskach w Europie i Ameryce (często ich praca wiąże się ze stresem) chodzą regularnie do psychologa. Wielu bardzo serio traktuje wróżbiarstwo. Ochrony i pomyślności człowiek szukał chyba od pierwszego poranka ludzkości. Podobno magia i nauka są siostrami. Ceremonia voodoo, chreścijańskie procesje czy hinduskie święta na częśc Bogów.

Pamiętamy najlepszy do tej pory rok w historii senegalskiej piłki. Rok 2002. Dotarliśmy do finału Pucharu Narodów w Mali w lutym, kilka miesięcy póżniej graliśmy już ćwierćfinał na boiskach Japonii i Korei na mistrzostwach świata. Potężna kwota pieniędzy została przeznaczona do mistycznych praktyk zwanych „Khons” – czytaj Hą. W krajach anglojęzycznych znane są jako „juju” (nie mylić z stylem muzycznym). Senegalska federacja piłki noznej liczyła tę kwote w rubryce „opieka psychologiczna i sprawy spoleczne”. Ładnie to brzmi. Dalej podkreślono, że te wydatki mają „dość specyficzną naturę”. Wiceszef piłkarskiego związku ma za zadanie znalezienie wykwalifikowanych ludzi, którzy maja czuwać nad „stanem psychologicznym” piłkarzy.

Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, iż wszyscy kandydaci byli Marabutami. Dyplomowany psycholog nie ma nawet po co startować w takim konkursie, bo tu przede wszystkim chodzi o nadprzyrodzone czarodziejskie działanie, o nadnaturalną moc. W jęzku potocznym, klienci nazywają ich jasnowidzami, czarownikamiW Senegalu, gdzie wiele znaczą wersety Korany, wymyślono bardziej noblitujacy termin Marabuta. Kiedyś był to bardzo szanowany zawód. Marabut był świętym. Do grobowców tych świętych mężów ciągnęły muzułmańskie pielgrzymki. Byli integralną częścią zachodnioafrykańskiej tradycji. Teraz , kiedy łączą czary z Bogiem stracili na wartości. Jest wielu szarlatanów. Czym się zajmują tacy panowie? Obiecują pomyślność w biznesie, miłość, ochronę przed wszelkimi złymi intencjami innych ludzi… Wszystko za gotówkę.

Medium i animator radia, Seydina Omar NGom ma osobistą radę dla piłkarzy. Uważa, że tacy zawodnicy jak bramkarz Tony Sylva, Niang, Diao… powinni myśleć o zakończeniu kariery reprezentacyjnej, bo są „skażeni czarami”, nie wrócą do dawnej wspaniałej formy i nie będą już przydatni. Tak, często, publiczność tłumaczy kiepskie wyniki. Przeciwnik na pewno ma lepszego Marabuta!

Nie wiem jak Kasperczak radził sobie z tym „komitetem”. Kiedy Francja wygrywała w 1998 roku Puchar Świata, kiedy Kamerun pokonał Senegal w Bamako w 2002 roku, kiedy teraz Egipt (podobno uprawiał voo doo z krową) wygrał w Ghanie, ulica Dakaru przypisuje to czarom i mówi, że opłacają najlepszych Marabutów.

Czas zaapelować do tych mistyków i innych specjalistów spirytyzmu o większy patriotyzm. Niech w końcu zainwestują „nadzwyczajne umiejętności” i kierują nadnaturalnymi mocami tak, aby żadna tam Brazylia (ile można!), tylko Senegal wygrał za 2 lata Puchar Świata w RPA. Inch’ Allah!

Mamadou

 Dokument bez tytułu