afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej Chiński podbój Afryki

Od XVI wieku, europejskie potęgi zaczęły kolonizację Afryki. Teraz przyszła pora na Chiny, potęgę XXI wieku, aby odkryć Afrykę ponownie i ocalić ją od politycznego i ekonomicznego zapomnienia, w którym pogrążyła się po zimnej wojnie.

Z agresywną strategią nawiązywania stosunków dyplomatycznych, opartych na sojuszu handlowym, Chiny znalazły w krajach afrykańskich wszystko, czego potrzebują do utrzymania 11,5% wzrostu ekonomicznego: dużo surowców, słabo rozwinięty przemysł lokalny i ogromny rynek zbytu na chińskie produkty.

Według prognoz, wartość wymiany handlowej z Chinami wyniesie 70 miliardów dolarów i wzrośnie o 30% w stosunku do ubiegłego roku. Z 800 firmami działającymi w 49 z 53 państw kontynentu, Chińczycy zaczynają być stałą częścią krajobrazu. Szacuje się, że w Afryce mieszka już ponad 750 tysięcy z nich.

Prawie każda afrykańska budowa nie może dzisiaj obejść się bez chińskich robotników – pełno ich na placach budów hoteli, mostów czy dróg. Z lokalną ludnością porozumiewają się na migi.

Dla niektórych sojusz z Chinami pojawił się w najwłaściwszym momencie. Tym bardziej, że przyniósł on niespotykane wprost od czasów kolonizacji inwestycje w infrastrukturę,

Ropa naftowa, jeden z głównych czynników zainteresowania Chin Afryką, powoduje, że takie kraje jak Angola, Sudan i Nigeria, najwięksi producenci ropy na kontynencie, są też największymi beneficjentami tego sojuszu. W tym roku sama Angola wyprzedziła Arabię Saudyjską jako główny dostawca ropy naftowej do Chin. Kredyty z Pekinu są przeznaczane na odbudowę dróg, mostów i linii kolejowej zniszczonych podczas wojny domowej w Angoli (1975-2002). W Sudanie natomiast, dzięki eksportowi ropy, której 65% trafia do Chin, w ubiegłym roku wskaźniki ekonomiczne wzrosły o 11,2%. W Nigerii, poza kredytami i pomocą techniczną przy budowie rafinerii i zapory, rząd chiński inwestuje również w telekomunikację.

Chińczycy są też aktywnie obecni w innych krajach: z RPA kupują żelazo i platynę, z Gabonu i Kamerunu drewno, z Kongo miedź i kobalt. Pekin importuje również większość produkcji bawełny z krajów centralnej i wschodniej Afryki.

Agresywna strategia Chin wobec Afryki zawiera również pozytywne aspekty: pomoc humanitarną oraz bardzo intratne propozycje biznesowe – z niskimi cenami i propozycjami umorzenia długów. Spotyka się z krytyką i oskarżeniami o działania uderzające w konkurencyjność. Nietrudno się domyślić, skąd ci krytycy – sami kradli w Afryce przez wieki, a teraz mówią o lojalności. Ale komedia!

Niektóre kraje Afryki widza w sojuszu z Chinami sposób na zwiększenie inwestycji. Dotychczas Afrykańczycy mogli uzyskać kredyty i wsparcie od instytucji międzynarodowych, takich jak MFW czy Klub Paryski. W zamian jednak musieli być im posłuszni. Teraz pojawiło się alternatywne źródło kapitału i tanich pożyczek – Chiny.

Pekin twierdzi, że nie miesza polityki z biznesem i nie zamierza interweniować w sprawy wewnętrzne krajów, w których inwestuje. Tak argumentując, robi różne interesy z przywódcami, z którymi kraje rozwinięte nie chcą mieć oficjalnie nic wspólnego – tymi oskarżonymi o łamanie praw człowieka, jak Omar Al-Bashir, prezydent Sudanu.

Jednak oskarżanie Chin w tym kontekście jest hipokryzją – Pekin nigdy nie kazał zabić jakiegokolwiek afrykańskiego przywódcy we własnym interesie. Zachód ma już takie rzeczy na sumieniu.

Jednak minusem sojuszu afrykańsko-chińskiego jest ogrom apetytu Azjatów na ropę i surowce naturalne, który szkodzi afrykańskiej gospodarce. Ponadto, umowy, które podpisują Chińczycy, nie obligują ich do przenoszenia technologii czy linii produkcyjnych. We wszystkich budowach biorą udział w 80-90% Chińczycy, nawet ci bez wykształcenia. Trudno to zrozumieć w krajach, gdzie poziom bezrobocia sięga 45%. W Zambii na przykład, wybudowali 2 tys. kilometrową linię kolejową i port. Jak skończyli, wrócili do Chin, ale nie nauczyli miejscowych techników, jak utrzymać nowo postawione budowle.

Kandydat na prezydenta Michael Sata obiecywał skończyć z sojuszem z Chińczykami, jeśli tylko wygra wybory. „Oni są tutaj, żeby zając miejsce zwolnione przez Zachód. Są nowymi kolonizatorami Afryki”- oskarżał podczas kampanii. W odpowiedzi Pekin zagroził zerwaniem stosunków dyplomatycznych z Zambią. To się jednak nie stało, bo Sata przegrał.

To, czy sojusz Afryki z Chinami ma sens, powinni ocenić sami Afrykańczycy. Ale prawdą jest, że nigdy Afryka nie rozwijała się tak, jak teraz.

Pedro

 Dokument bez tytułu