“Black Factor”

afryka.org Kultura Książki „Black Factor”

Już wkrótce ukaże się drukiem książka kolejnego Nigeryjczyka mieszkającego w Polsce. Po “Stadionie”, przyszedł czas na “Black Factor” i Iyke’a Nnaka*. Na Afryka.org możesz już teraz przeczytać fragmenty tej książki.

Wychłostany pogardą, nienawiścią, odrzuceniem, bezlitośnie wyszydzony, żył teraz w Polsce.

Zmęczony, szedł ulicą ze zwieszonymi ramionami i opuszczoną głową. Jego ciało emanowało przygnębieniem i frustracją. Od czasu do czasu podnosił głowę i nerwowo spoglądał w kierunku, z którego dochodziły strzępy złowrogich okrzyków i ukradkiem uchwycone obraźliwe gesty. Tym razem miał szczęście – nikt nie pobił go za to, że był czarny, za to, że reprezentował coś obcego, nieznanego, niezrozumiałego…

Jego codzienność była ciągłym zmaganiem. Był tak zmęczony, że nie mógł skupić się na nauce. W jego umyśle panowała ciemność. Z trudem podnosił powieki. Świadomość, każdego kolejnego dnia, gubiła się gdzieś w walce o przetrwanie. – Nawet chyba Bóg już mnie opuścił – myślał. Powietrze wypełniło się nagle zapachem zła, z trudem łapał oddech, próbując rozpaczliwie zebrać myśli. Sparaliżowany strachem nie rozumiał, co dzieje się z jego ciałem. Myśli wirowały mu w głowie i po chwili tracił kontakt z rzeczywistością, nie wiedział zupełnie, gdzie się znajduje.

Ale przecież nie jest tak źle! Przecież ma tu przyjaciół. Musi jedynie rozróżnić tych, którzy są mu życzliwi, od tych, których trzeba za wszelką cenę unikać. Ci drudzy w znacznym stopniu przyczynili się do jego cierpienia. Nie potrafili oprzeć się ciągłej chęci, niemal instynktowi, prześladowania. Dyskryminacja innych w ich przypadku była wpisana w tradycję. Ich złowrogie, nasycone rasizmem skandowane okrzyki dusiły go boleśnie, pozbawiając reszty równowagi umysłu. Tortury zdawały się nie mieć końca. Chociaż starał się nie reagować i zachowywać spokój, jedynymi rzeczami, które się zmieniały, były styl i forma obelg. Okrutne komentarze bolały coraz bardziej.

Rozumiał już, co znaczy „Murzyn” i „czarnuch”. Nienawistne dla niego okrzyki zdawały się w innych wywoływać radosne wybuchy śmiechu, podsycane jeszcze obrazem jego przerażenia i bezsilności. Niektórzy z prześladowców nigdy wcześniej nie widzieli czarnego. Im bardziej okrutny był język, tym większą zdawała się być ich satysfakcja. Niedorzeczność…

Ci, którzy epatowali nienawiścią do „czarnuchów” to zazwyczaj osoby niewykształcone, ograniczone, pławiące się w błędnych przekonaniach, niemal wyzute z ludzkiej natury. Nienawiść i chęć odrzucenia były wymalowane na ich twarzach. Gapili się na niego jak głodne zwierzęta, gotowe pożreć swoją ofiarę. Niektórzy nazywali go „małpą” lub „Kunta Kinte”, wierząc, że te polskie określenia odniosą pożądany skutek i zranią go jeszcze bardziej. Inni, z klasy średniej, używali powszechniejszego i mniej radykalnego przydomka „Murzyn” i tłumaczyli, że w języku polskim nie istnieje żadne lepsze słowo na określenie Afrykańczyka.

Miał już tego dość! Z czasem jego pozorna obojętność na słowną agresję zaczęła jeszcze bardziej irytować prześladowców. Ich nienawiść z dnia na dzień zdawała się pogłębiać, bo jego postawa uderzała w ich dumę. Jak śmiał nie reagować na ich obelgi?! Agresja coraz bardziej wzrastała. Nawet plugawy język nie wystarczał, by wyrazić ich nieuzasadnioną nienawiść. Ich zachowanie można było porównać z zachowaniem zwierząt. Reakcją prześladowców na „nieznane” i „niezrozumiałe” była wściekłość i furia, jakby nie mieli sumienia i kierowali się wyłącznie zwierzęcym instynktem. Natomiast jego poczucie wartości kuliło się jak zranione zwierzę. Stał się bezsilną ofiarą w obcym świecie, oszołomioną i zagubioną.

Tak żył pośród wrogów: mężczyzn i kobiet.

Kobiety. Co ciekawe, niektóre z nich zdawały się dostrzegać w nim atrakcyjnego mężczyznę. Często słyszał, że „czarne jest piękne”. Ale tak naprawdę to jednak kobieca mentalność niewiele różniła się od męskiej. Ci „twardzi, czarni faceci” po prostu świetnie nadawali się do wykorzystania! Podteksty zbudowane na obiegowych opiniach dotyczących sprawności seksualnej osoby czarnoskórej nie należały i nadal nie należą do rzadkości. A w ślad za tym idą przecież oczekiwania. Co prawda trudno w tym momencie mówić o rasizmie, ale nie można jednak z drugiej strony pominąć mimowolnych urazów, będących ich efektem, a powodowanych przez – niejednokrotnie – urocze kobiety…

Bezsilna ofiara ugięła się pod przemożnym ciężarem okrutnej zmowy…

Ugięła się? Historia pokazała jednak, że stało się odwrotnie. Tak naprawdę to rasista sam będąc synem, wnukiem, siostrzeńcem, bratankiem rasisty, będąc nieugiętym rasistą z pokolenia na pokolenie, zagubił się w swych własnych intrygach niczym gracz w szachy, który – oczekując posunięcia przeciwnika – nie docenił go i ostatecznie sam popełnił kardynalny błąd.

Rozdział I

Po drugiej stronie Morza Śródziemnego, na Czarnym Lądzie, zmierzając w kierunku zachodniego wybrzeża, a następnie posuwając się na południe, wzdłuż wybrzeża Oceanu Atlantyckiego, przekracza się – idąc na wschód – rzekę Niger. Tam właśnie odnaleźć można obszar o powierzchni czterystu tysięcy kilometrów kwadratowych, który przez krótki czas oficjalnie zwany był Republiką Biafry, a obecnie jest integralną częścią zjednoczonej Nigerii. Obszar ten zamieszkany jest przez pracowitą i pokojowo nastawioną grupę etniczną, zwaną Ibo. Stanowi ona około czterdziestu pięciu procent ludności Nigerii i cieszy się pewną autonomią (fakt istotny dla niniejszej opowieści).

W roku 1967 ówczesna populacja tego regionu, licząca wtedy czterdzieści milionów ludzi, w brutalny sposób pozbawiona została prawa do zdobycia statusu niezależnego narodu. Oczywiście sytuacja ta przełożyła się na sposób myślenia tych, którzy przetrwali, sprawiając, że stali się zamknięci w obrębie własnej tradycji. Liczne królestwa solidaryzowały się potajemnie, utrzymując zarazem władzę zdecentralizowaną. Historia tych królestw sięgała niemal czasów stworzenia, którego ślady znajdujemy jeszcze w erze prehistorycznej. Historycy i badacze ludów plemiennych porównują kulturę tego regionu do pradawnej tradycji żydowskiej. Jak twierdzą, podobieństwa te znajdują odbicie w ich wierzeniach religijnych i systemie doktryn.

Potomkowie ludu Ibo odziedziczyli po swych przodkach system wierzeń i przesądów, w tym bezwzględne poświęcenie Bogom i tradycję składania ofiar. Ta pradawna religia, która przez wieki chroniła ich dusze przed wrogami i naturą, nie znalazła zrozumienia wśród przedstawicieli współczesnych wyznań, zwłaszcza chrześcijaństwa. W przeciwieństwie do tradycji chrześcijańskiej duchowni Ibo nie byli wyświęcani – dziedziczyli stanowisko lub byli wybierani ze względu na przymioty moralne i intelektualne. Doktryny i normy nie były z góry narzucone, ale zakorzenione w umysłach ludności, która na pierwszym miejscu stawiała prawość możliwą do osiągnięcia poprzez wiarę i składanie ofiar. To właśnie dzięki tej wierze i ofiarom utworzone zostało królestwo Umuaka[1]2 (jeden z najsilniejszych i najbardziej wpływowych obszarów zamieszkanych przez ludność Ibo). Mieszkańcy Umuaki cieszyli się reputacją nieustraszonych wojowników. W niespokojnych czasach, kiedy wszystkie różnice interesów przybierały formę konfliktów zbrojnych, byli samowystarczalni w obrębie swojego królestwa. Stanowiło ono dla nich swoistą oazę. Ludność z sąsiednich królestw niejednokrotnie szukała tu schronienia. Umuaka opiewana była w kronikach królów i eze[2]3.

W czasach wojny secesyjnej obszar ten stanowił bastion dla ludności Biafry. Ostatecznie mieszkańców Umuaki zdziesiątkowały wojska federalne. Miasto zostało zajęte, ale świadomość jego mieszkańców pozostała nienaruszona. Nadal byli dumni ze swojego królestwa i eze.

Począwszy od X stulecia monarchia odgrywała tu dominującą rolę, ale jeden z jej władców zasługiwał na szczególną uwagę. Był nim eze Nwokejezie II – czterdziesty czwarty władca Umuaki. Eze Nwokejezie II odziedziczył tron, gdy miał dwadzieścia dwa lata. Był najmłodszym władcą w historii regionu. Nie miał doświadczenia, korzystał więc z nieocenionych wskazówek mędrców i licznych doradców. Wsparcie, które otrzymał, ukształtowało jego nienaganną postawę moralną, a lud wielbił go jak Boga.

Zgodnie z tradycją odziedziczył po ojcu grupę nałożnic. Jak przystało na młodego człowieka eze znalazł sobie z czasem wiele żon i w wieku czterdziestu dwóch lat cieszył się nie tylko ogromnym bogactwem, ale również dziesięcioma nałożnicami i czternastoma żonami! Złożyły one ślubowanie wierności królowi przed Bogami przodków. Eze miał zatem nad nimi pełną kontrolę. Nwokejezie II doczekał się wielu córek, jednak po dwudziestu latach wielożeństwa wciąż nie mógł spełnić prawa i obowiązku pozostawienia narodowi męskiego potomka, następcy tronu. Taka sytuacja była dotąd nieznana tutejszemu ludowi i napawała mędrców obawą; wszyscy bowiem wierzyli, że świetność królestwa opiera się na trwałości monarchii. Rodzina eze miała powody do zmartwień…

Przyjście na świat trzydziestego potomka, którym, niestety, okazała się być kolejna córka, wywołało oburzenie doradców królewskich zniechęconych następnym niespełnionym proroctwem. Od tego momentu jego wysokość eze zaczął pogardzać wyroczniami, które raz po raz myliły się w sądach – jego wiara stawał się coraz słabsza.

Jedynym, czego król i jego ludzie pragnęli, był królewski syn. W poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie dlaczego to pragnienie nie może doczekać się spełnienia, mędrcy, doradcy i przywódcy religijni starali się odgadnąć zamiary Bogów, sprawujących pieczę nad ludem. Ofiara za ofiarą, krew zwierząt przelewana w celu oczyszczenia z grzechów wciąż nie były w stanie załagodzić boskiego gniewu…

I wtedy przemówił Eke – jeden z mędrców, który koronował i przeżył trzech eze. Za wschodnią granicą Umuaki leżało mniejsze królestwo, Ukwa, którego władca, Ikedi V, pozostawał w bliskim kontakcie ze swoim silniejszym sojusznikiem, eze Nwokejezie II. Przymierze między królestwami sięgało wielu stuleci wstecz, kiedy to ludność obu królestw wspomagała się w burzliwych czasach wojen. Stosunki pomiędzy Umuaką i Ukwą były dobre, coraz lepsze.

Wszyscy władcy mieli zarówno żony jak i nałożnice. Liczba kobiet i standard życia, na który mogły liczyć, były symbolami statusu społecznego i ekonomicznego. Władca Ukwy pławił się w przyjemnościach i – w przeciwieństwie do Nwokejezie II – miał następcę tronu. Żony obdarzyły go również wieloma córkami o nieprzeciętnej urodzie. Na szczególną uwagę zasługiwała Afoma, córka najmłodszej żony władcy. Afoma słynęła z niespotykanego piękna. Mędrcy zdawali sobie sprawę z tego, że z niezrozumiałych dla nich powodów, zajmowała ona szczególną pozycję w rodzinie władcy i w mistyczny sposób tłumaczyli fenomen księżniczki, nazywając ją znakiem od Boga i zapowiedzią. W wieku lat szesnastu jej kobiecość ukazała się w pełnej krasie, co nie umknęło uwadze jej ojca. Afoma cieszyła się wszelkimi ziemskimi dobrami. Jej młodzieńcze ciało połyskiwało głębokim, ciemnym kolorem, spod powiek pięknych oczu księżniczki wyłaniało się lśniące światło duszy, zdolne zmyć winę i rozproszyć ciemność. Uroda dziewczyny była niedościgniona, a wieść głosiła, że jej przyjście na świat wiązało się z tajemnym przeznaczeniem, które kiedyś przyjdzie mieszkańcom królestwa poznać.

Nadszedł czas, kiedy eze Nwokejezie II zdecydował się przychylić do sugestii swojego najbardziej światłego mędrca, Eke, i – jak wymagała tradycja – poślubić kobietę z rodu eze Ikedi, władcy Ukwy. Przez stulecia przyjaźni między królestwami jednym ze sposobów cementowania istniejących relacji było wzajemne poślubianie żon z obu rodów. Eze wyruszył zatem w drogę. W dniu, w którym dotarł do królestwa Ukwy, nikt nie był zaskoczony jego przybyciem. Wydarzenie to traktowano jak idealną kombinację czasu i okoliczności (dwóch aspektów, które reprezentują cel i energię życia). I tak oto Afoma poślubiła władcę Umuaki. Cała magiczna otoczka dotycząca jej niezwykłej osobowości i przepowiednie o konsekwencji ich związku nie przesłoniły królowi jej nieprzeciętnej urody. Władca był zachwycony fizycznym pięknem swojej wybranki. Ich związek był wyjątkowy, a ślub stał się największą ceremonią w historii obu królestw. Uczestniczyły w niej setki gości (również spoza Umuaki i Ukwy) i wszyscy zgodnie opisali to wydarzenie jako niezwykłą uroczystość.

Młoda żona z łatwością zaakceptowała małżeńskie obowiązki i przyjęła zasady obowiązujące w nowej rodzinie. Zgodnie z wolą męża złożyła ślubowanie i otrzymała wszystko, czego tylko kobieta może oczekiwać. Afoma zdawała sobie sprawę z wyzwań, które wynikają z życia w rodzinie poligamicznej i była w stanie je zaakceptować. Jej dyskretny humor i urocza niewinność, niezwykła wrażliwość i nieziemska kobiecość sprawiły, że zajęła bardzo szczególne miejsce w sercu swojego męża. Stała się nieodłączną częścią jego życia, co wzbudzało zawiść pozostałych żon, którym eze przestał poświęcać tyle uwagi co do tej pory. Nie mogła zatem liczyć na tolerancję z ich strony. Niezależnie jednak od tego Afoma cieszyła się miłością i bezpieczeństwem u boku małżonka.

Ku radości wszystkich wkrótce młodziutka królowa stała się brzemienna. Wieść o narodzinach przyszłego potomka rozeszła się po całym królestwie. Wszystkich jednak zaskoczył fakt, że władca zaniechał prastarego zwyczaju składania ofiar i przelewania krwi zwierząt na rzecz przyjęcia nowej, zachodniej religii i towarzyszących jej sposobów kultu. Eze wiele słyszał o naukach tego wyznania i obietnicach cudu. Ten niezwykle odważny gest przysporzył mu zarówno zwolenników jak i przeciwników. Dzięki wsparciu lokalnych grup chrześcijańskich i niektórych krewnych studiujących na zachodzie mógł ambitnie trwać w swoim postanowieniu. Bramy pałacu otworzyły się wkrótce dla księży i pastorów. Eze cierpliwie słuchał wszystkich, nierzadko sprzecznych doktryn, nigdy nie przerywał mówcom, którzy zdawali się rozumieć jego pragnienia i czytać w jego duszy jak z otwartej księgi. Czasami uczestniczył nawet w modlitwach i nabożeństwach pod warunkiem, że były one wielbieniem uniwersalnego fenomenu Boga jako miłościwego dawcy i opiekuna. Nowi duchowni modlili się wraz z nim o łaskę narodzin męskiego potomka – następcy tronu. Stopniowo przed nimi otwierało się wiele drzwi w całym królestwie. Krzyże i Biblie zalały Umuakę i chrześcijaństwo przestało już pozostawać na uboczu. Z czasem nowa religia zaskarbiła sobie wyznawców i Chrystus podbił serca Ibo. Tylko niektórzy chrześcijanie – chodzi tu o pastorów – nie byli wpuszczani do miasta. Ci, którzy zaciekle krytykowali wielożeństwo, a jednocześnie nie potrafili odeprzeć argumentów mędrca, który tłumaczył, że wszystkie kobiety obdarzane są przez męża proporcjonalną miłością. Każda z nich ma inne przymioty, które nie osłabiają uczucia i pasji dla pozostałych, a nawet wręcz je intensyfikują.

Eze nigdy nie przypisywał sobie boskich atrybutów i nie uważał, że jest kimś lepszym aniżeli przeciętny człowiek, ale nie mógł zrozumieć, dlaczego duchowni wciąż wracali do symboliki Adama i Ewy. Dlaczego utrzymywali, że mężczyzna powinien mieć tylko jedną żonę? Kilka razy odparł argument o jednożeństwie, powołując się na filozoficzne wywody, które wszakże zdawały się być niezrozumiałe dla jego duchowych przeciwników. Nie chcieli oni jednak wchodzić w ostrą polemikę, gdyż zależało im na utrzymaniu przyjaznych relacji z pałacem.

Czujny i rozważny władca ze zdumieniem obserwował zmiany, które zachodziły w jego królestwie. Duch harmonii i pokoju zdawał się wpływać na atmosferę Umuaki, a poddani zaczęli rozwiązywać swoje konflikty bez użycia siły. Akty agresji i przestępczość zupełnie zanikły. Mężowie zachowali nadrzędną rolę w rodzinach i namawiali żony i dzieci do uczestnictwa w nabożeństwach.

Trzeciego grudnia 1985 roku Afoma urodziła syna. Potomek eze przyszedł na świat w królestwie, w którym panował pokój i utrzymywał się wysoki standard życia. Kiedy władca usłyszał dobrą nowinę, uniósł ramiona w dziękczynnym geście i podziękował Bogu słowami rzymskokatolickiej modlitwy. Nie posiadał się z radości i nazwał swojego syna Alozie, co oznacza „narodziny Boga”. Wiadomość o przyjściu na świat następcy tronu obiegła kraj i przyciągnęła rzesze ludzi, którzy pragnęli wyrazić swoje najlepsze życzenia i gratulacje. Miasto pulsowało radością, kobiety tańczyły na placach, a mężczyźni gromadzili się na skwerach, aby podzielić się dobrą nowiną. Radość i śpiew rozbrzmiewały wokół murów pałacu, uświetniając pamiętne wydarzenie.

Tymczasem w królestwie znaczącą rolę zaczęła odgrywać, rosnąca w siłę, organizacja młodzieżowa. Kiedy władzę w jej szeregach objęła jedna z wykształconych na zachodzie rodzin, od razu znalazła się ona w centrum uwagi mieszkańców Umuaki. Mężczyźni z tej rodziny mieli liczne zasługi w dyplomacji i utrzymywaniu poprawnych stosunków z rządem federalnym. Zazwyczaj dbali również o dobre układy z panującym władcą i cieszyli się jego poparciem. Ród, o którym mowa to rodzina Agu. Jej członkowie piastowali wysokie stanowiska w zagranicznych ministerstwach. Zajmowali lukratywne posady w misjach dyplomatycznych, pracując – w przeważającej większości – jako ambasadorzy swojego kraju.

W roku 1985, czyli wtedy gdy przyszedł na świat następca tronu, liderem organizacji młodzieżowej został Victor Agu. Jego oddanie sprawie i wzorowa postawa sprawiły, że nawet po założeniu rodziny (organizacja zrzeszała nieżonatych mężczyzn), pozostając wiernym swoim ideałom, w dalszym ciągu działał w organizacji. Swojego syna nazwał Ndubuisi, co oznacza „życie jest największym darem”.

Na wieść o narodzeniu następcy tronu Victor zwołał wszystkich młodzieńców – miejski dobosz przywołał ich dźwiękami bębna. Lider cieszył się dużym szacunkiem wśród młodych zatem, zgodnie z jego wolą, wszyscy na czas stawili się na spotkanie. O poranku Victor podzielił się wspaniałą nowiną z grupą stu siedemdziesięciu zgromadzonych chłopców i nakłonił ich do przygotowania podarunków dla rodziny królewskiej. Następnego dnia wszyscy pojawili się z własnoręcznie przygotowanymi prezentami: kartkami okolicznościowymi i tradycyjnymi specjałami. Ze śpiewem na ustach zmierzali w zwartych grupach w kierunku pałacu. Eze nie posiadał się z radości – były to dla niego najcenniejsze dary. Z wdzięcznością pobłogosławił przybyłych młodzieńców.

Tak oto spełniły się oczekiwania władcy, a jego marzenia – poprzez narodziny syna – stały się rzeczywistością. Mądrość i odwaga, które padły na glebę użyźnioną nadzieją, przyniosły wspaniałe rezultaty. Eze z czułością przedstawił swojego trzymiesięcznego synka przywódcom i krewnym w pradawnym rytuale prezentacji. Tego typu ceremonie zazwyczaj odbywały się za zamkniętymi drzwiami, a nowo narodzony chłopiec (pod warunkiem, że nie był on dzieckiem pozamałżeńskim) zawsze bezwarunkowo był akceptowany.

Afoma, przy ogromnym wsparciu małżonka, mogła pielęgnować chłopca i zapewnić mu prawdziwie książęcy styl życia. Chłopiec rozwijał się niezwykle szybko i kiedy ukończył piąty rok życia, zauważono jego nieprzeciętną inteligencję. Szczęśliwy ojciec nie posiadał się z radości i utrzymywał – chwaląc się nieco – że jego syn po nim właśnie odziedziczył taki intelekt. Wszyscy traktowali przyszłego następcę tronu z troską, czułością i oddaniem. Zapisano go do ekskluzywnej szkoły podstawowej, gdzie osiągał wspaniale wyniki. Alozie nie był przeciętnym dzieckiem – rósł na wyjątkowego chłopca. Ta radosna nowina wcale nie zaskoczyła jego kochającego ojca. W swojej mądrości eze wiedział, że jego pierworodny syn (podobnie jak jego matka) nosił w sobie szczególne światło, a jego uzdolnienia i wyniki nauczania były zapowiedzią boskiej mądrości, potrzebnej do kierowania poddanymi. Czy znając te fakty, mógł nie mieć racji?

W wieku dwunastu lat Alozie ukończył szkołę podstawową. Kolejnym powodem do świętowania były jego świetne wyniki egzaminu wstępnego do szkoły średniej. Chłopiec był noszony na rękach, gdziekolwiek się znalazł. Jak nakazuje tradycja ludności Ibo dwunasty rok w życiu chłopca ma mieć szczególne znaczenie. Jest to tak zwany wiek inicjacji, czyli czas kiedy chłopiec staje się mężczyzną. Wydarzeniu temu zawsze towarzyszy odpowiedni obrzęd. Eze wpłynął na organizatorów rytuału, aby z uwagi na uczestnictwo w nim – obok innych dwunastolatków – królewskiego syna, nadali ceremonii charakter spektakularnego, w prawdziwie książęcym stylu, wydarzenia. W tym samym czasie, niezależnie od inicjacji, Alozie – jako kandydat do tronu – miał otrzymać również tytuł książęcy. Tak też się i stało. Przed tłumem zgromadzonych na placu koronacyjnym Alozie został oficjalnie uznany za księcia, przyćmiewając wagą własnej ceremonii ceremonię inicjacyjną trzydziestu siedmiu pozostałych chłopców.

Koronacja księcia była niecodziennym wydarzeniem. Zaproszono przede wszystkim mędrca Eke. Jego długowieczna i niespotykana mądrość sprawiła, że już od dawna piastował funkcję królewskiego doradcy. Opieka i rozsądek starca ochronił niejedno pokolenie przed prowadzącymi do zepsucia pułapkami wpisanymi w dzieciństwo i młodość. Mędrzec nie potrafił ani czytać, ani pisać. Snuł jednak zawsze jakieś opowieści, czasami pozornie błahe, ale posiadające w sobie wspaniałą mądrość życiową; a to o dniu, w którym ścięto największe drzewo iroko, a to o polowaniu na wiewiórki uciekające z lasu… Mówiono, że ma aż sto piętnaście lat. Opierano się w tym względzie na obliczeniach Victora Agu, przytaczającego wszystkie ważne wydarzenia, w których mędrzec uczestniczył.

Z wielkim spokojem Eke uczestniczył teraz w swojej czwartej już koronacji książęcej. Wiedział dokładnie, co należało do jego obowiązków. W odpowiednim momencie miał podejść do podium, na którym siedział Alozie. Na wpół zjedzona przez mole skórzana torba starca zakołysała się przez chwilę i zdradziła metaliczną zawartość. Na brzmienie nieoczekiwanego dźwięku wiele par oczu zwróciło się w jego kierunku. Kiedy Eke podszedł do chłopca, wsparł się na chwilę na stojącym tam krześle, a po chwili otworzył torbę i wyciągnął z niej… naszyjnik i bransoletę. Następnie położył oba przedmioty przed młodzieńcem, na którego obliczu rysowało się ogromne skupienie. Starzec przeczekał burzę oklasków tłumu czekającego na kolejny etap ceremonii. Następnie sięgnął ponownie do swojej skórzanej torby, a po chwili wyjął z niej ręcznie pleciony kapelusz ozdobiony piórami (prawdopodobnie orlimi). Pióra te miały symbolizować siłę i potęgę, i – co najważniejsze – chwałę, oznaczającą władzę książęcą.

Sama koronacja miała rozpocząć się już za kilka chwil. Nagle ciszę przerwał zagadkowy dźwięk dochodzący z okolic podium. W swoim brzmieniu nie przypominał entuzjastycznych oklasków; był to raczej prawdziwy okrzyk wojenny. Kiedy Eke odwrócił się, jego oczom ukazał się zaskakujący widok: eze Nwokejezie II dał się ponieść radosnemu uniesieniu. Potrząsał głową w duchowym sprzeciwie, jakby odganiając złowrogie siły. Jego ciało poruszało się w tradycyjnym rytmie tańca wojennego. Wszystkie oczy zwróciły się w jego kierunku, a on zeskoczył z podium i kontynuował taniec. Pokonywał wyimaginowanych wrogów…

Eke nie miał wyboru i musiał przeczekać tę zaskakującą przerwę w ceremonii. Kiedy oddany swojemu euforycznemu transowi eze dostrzegł wreszcie niecierpliwy wzrok starca, zaprzestał tańca i powrócił na podium. Oczyma pełnymi żarliwości, bez zmrużenia powiek spojrzał na swojego skupionego w oczekiwaniu syna. Następnie wypowiedział kilka ledwo słyszalnych słów zachwytu i z troską wytarł czoło przyszłego księcia, choć chłopiec wcale nie był spocony. Władca zatarł dłonie i w tym momencie zapadła uroczysta cisza, jaka przysługuje ceremonii koronacji. Eke lewą ręką podniósł kapelusz i starannie umieścił go na głowie Alozie, a następnie, z pełną gracją, poprawił go. Drżącą dłonią podniósł także jedno z orlich piór, zanurzył je w mlecznej miksturze i z życzliwym uśmiechem pomalował czoło chłopca, nadając mu dziki wygląd rozjuszonego lwa. To nieco kontrastowało ze spokojnym uosobieniem młodzieńca. Starzec spojrzał na owoc swej pracy i z aprobatą pokiwał głową. Następnie sięgnął po bransolety i naszyjnik, które wcześniej wyjął ze swojej skórzanej torby. Chłopiec, widząc to, instynktownie pochylił głowę w pokornym geście posłuszeństwa. Wyciągnął dłonie, pozwalając Eke udekorować je bransoletami. Transformacja została dokonana. Mędrzec z dumą poprowadził przejętego dwunastolatka do specjalnie przygotowanego tronu, po czym, z ogromnym wysiłkiem, wydał z siebie donośny okrzyk: „Książę Alozie!” Zgromadzony tłum powstał, aby uhonorować przyszłego eze. Ceremonia zakończyła się tańcem wojennym, w którym uczestnicy poruszali się w żarliwym rytmie, „zabijając” tysiące wyimaginowanych wrogów…

Książę kontynuował naukę w szkole średniej. Jego błyskotliwy umysł i nieprzeciętny intelekt sprawiły, że poziomem odbiegał znacznie od swoich rówieśników. W porównaniu z nim pozostali chłopcy zdawali się być raczej ograniczeni, mało poważni i nieokrzesani. Alozie rozczytywał się namiętnie w starożytnych przysłowiach i idiomach, przedkładając Biblię nad zainteresowanie płcią przeciwną. Choć cieszył się szacunkiem swoich przyjaciół, to jednak nieraz spotykał się z przejawami zazdrości z ich strony.

Dumny ojciec nie posiadał się z radości, patrząc, jak z biegiem lat Alozie staje się wzorem moralności. Ojciec wiedział jednak, że postawa syna miała swoje źródła w naukach chrześcijańskich. Z wielką satysfakcją obserwował młodzieńca, nauczającego swoich starszych kolegów. Wiele osób podziwiało wielką dojrzałość chłopca, który z każdym dniem triumfalnie rozkwitał. Jako oddany chrześcijanin, eze, pragnął, aby Alozie dorastał karmiony wartościami chrześcijańskimi. Wierzył, że dzięki temu kiedyś książę będzie w stanie sprawować rządy w duchu braterstwa, pokoju i miłości. W jego głowie zaczął kiełkować pewien pomysł. Stare porzekadło ludności Ibo mówi: „Pies bez węchu, niebawem umrze z głodu”. Eze był niezwykle mądrym i, zazwyczaj, nieomylnym władcą. Przyjaciele, którzy mieli okazję słuchać jego wywodów, wiedzieli, że całe królestwo opierało się na przenikliwości jego umysłu i niezwykłej mądrości. Charyzma, z jaką prowadził argumentację, sprawiała, że niezwykle rzadko spotykał się ze sprzeciwem rozmówców.

A jednak eze spotkał się z zaskoczeniem przywódców, kiedy ogłosił, że zamierza wysłać księcia na studia do Europy! Pomysł ten zaszokował zebranych, większość opuściła salę bez komentarza. Niektórzy ze zdumieniem orzekli, że jest to niedorzeczny zamysł. Alozie ma studiować w Europie?! Wieść o zdumiewającej propozycji władcy obiegła szybko królestwo, wywołując burzę sprzeciwu. Poddani nie kryli swojego rozczarowania, a nawet wyrażali oburzenie. Zwołano zebranie nadzwyczajne, podczas którego mężowie stanu, najbardziej światłe umysły królestwa, jednogłośnie odrzucili pomysł eze. Ich stanowisko było jasne i jednoznaczne: dwudziestoletni książę powinien pozostać w ojczyźnie i tu, na uniwersytecie w Imo[3]4, bezpiecznie kontynuować edukację. Studia te zapewnią mu wszechstronny rozwój godny przyszłego władcy, co, w połączeniu z moralnym wsparciem rady królewskiej, przyczyni się do trwałości monarchii i potęgi królestwa. Choć wszystkie te argumenty zdawały się być słuszne, król w głębi duszy jednak wiedział, że to on ma rację. Uporczywie starał się przekonać zgromadzonych do swojego pomysłu. Roztaczał piękną wizję Polski (bo właśnie tam chciał wysłać syna), kraju o największej w Europie społeczności katolickiej. Wszakże próżnymi okazały się zapewnienia o tym, że książę będzie bezpieczny wśród pokojowo nastawionej ludności, tak skwapliwie pielęgnującej wartości chrześcijańskie. Odpowiedź rady była jednogłośna – jego wysokość spotkał się z kategoryczną odmową!

Aby przeforsować swój plan, władca potrzebował aprobaty ze strony swoich sojuszników. Licząc na wsparcie elity intelektualnej, zwołał specjalne zebranie. Zaproszone osoby cieszyły się jego wielkim szacunkiem ze względu na swoje przekonania i wspólną wizję świata. Mimo że zamiary eze spotkały się z ich nieukrywanym zainteresowaniem, niektórzy z zebranych otwarcie wyrazili swoje obawy. Wielu z uczestników bało się, że książę może stać się ofiarą prześladowań na tle rasowym, co mogło spowodować ogromne szkody w jego sferze emocjonalnej.

– Dlaczego nie może studiować tutaj? – z nieukrywanym wzburzeniem zapytał jeden z członków rodziny Agu.

Eze tłumaczył, że tylko edukacja w katolickim kraju umożliwi księciu wszechstronny rozwój. Dodał, że taka niezależność, odcięcie się od wszelkich innych wpływów, będzie wspaniałą inwestycją na przyszłość. Nikt nie potrafił odeprzeć tego argumentu, dlatego po chwili namysłu zgromadzeni przychylili się do propozycji swego władcy. W myśl pradawnego królewskiego zwyczaju sporządzono zwój dokumentujący tę historyczną chwilę. Najstarszy z rodu Agu wziął na siebie pełną odpowiedzialność za podjętą wspólnie decyzję. Eze podzielił się dobrą nowiną ze swoją najmłodszą małżonką słowami:

– Dobre zakończenia są zawsze możliwe, jeżeli dąży się do nich z godnością mocno zakorzenioną w wierze i modlitwie.

Afoma nie do końca podzielała jednak jego entuzjazm. Targana mieszanymi uczuciami zabarwionymi obawą o los księcia, próbowała sobie wyobrazić wielki nieznany świat. Niezwykle trudno było jej zaakceptować okrutne prawo natury, które nakazywało jej oddać w ofierze jedynego syna. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że Alozie ma do wypełnienia szczególną rolę i czym prędzej zacznie dźwigać swój krzyż, tym lepiej.

Kilka dni później ojciec Ndubuisi Agu poinformował swego syna o decyzji rady w sprawie wyjazdu księcia. Powiedział mu również, że podjął się dopilnowania formalności związanych z podróżą i studiami Alozie; w tym celu miał się skontaktować z przedstawicielem dyplomatycznym Nigerii w Warszawie.

Społeczność uniwersytecka Imo przyjęła tę nieoczekiwaną wiadomość z wielkim smutkiem i dezaprobatą. Wszyscy studenci zgodnie uznali, że pomysł wyjazdu księcia do Polski jest niedorzecznością! Ndubuisi zwołał swoich rówieśników, aby wspólnie przedyskutować problem. Jak orzekli mieszkańcy Umuaki, zgromadzanie to miało niezwykły charakter: Ndubuisi z nieukrywaną odrazą poinformował młodzieńców o pomyśle panującego. Podkreślił, że jeżeli dojdzie do wyjazdu księcia, to w królestwie znowu zapanuje pustka zagrażająca przyszłości monarchii. Jako ostateczny argument Ndubuisi przedstawił:

– Jeżeli książę powróci, może nie być już nigdy w stanie sprawować władzy.

Słowa te wywołały poruszenie wśród zebranych.

– Co masz na myśli? – zapytał z obawą w głosie najstarszy ze zgromadzonych chłopców, o imieniu Uwadiegwu, co oznacza „dziwny świat”.

Ndubuisi wyjaśnił, że Nigeria i Polska to dwa zupełnie odmienne, niekompatybilne światy. Ludzie żyjący w obrębie swoich kultur różnią się diametralnie i często nie są zdolni do zaakceptowania obcej tradycji. Młodzieniec dodał również, że różnice między ludźmi, na przykład odmienny kolor skóry, nierzadko są pożywką dla złowrogich instynktów, które nękają umysły wielu, a może nawet wszystkich. Ndubuisi kontynuował:

– W Europie spotkać można osoby, które są opętane demoniczną doktryną zwaną nazizmem. Przekłada się ona zazwyczaj na nieuleczalną, psychologiczną przypadłość, która powoduje, że cierpiące na nią osoby przemierzają ulice w poszukiwaniu swoich ofiar. Są agresywne i mogą być niebezpieczne – zauważył i dodał jeszcze z pełną stanowczością: – Osoby te używają kultury swojego narodu jako moralnego usprawiedliwienia, a ich błędna interpretacja, manipulowanie językiem i tradycją służą dyskryminacji czarnych. Plugawa mowa nazistów, nasączona pogardą, jest bronią wycelowaną w obcych, w szczególności w osoby o odmiennym kolorze skóry – ostatnie słowa Ndubuisi wymówił, z trudem łapiąc oddech.

Wyraźnie zszokowany Uwadiegwu zapytał:

– Byłeś tam kiedyś?

Ndubuisi zaprzeczył i ciągnął dalej swoją opowieść:

– W społeczeństwie polskim mniejszość afrykańska jest stosunkowo niewielka, ale może właśnie dlatego szczególnie mocno może odczuwać skutki nazizmu, który nie jest kulturze polskiej obcy. Naziści zgrupowani są w sektach, których jednym z celów jest segregacja i eliminowanie osób czarnoskórych. Agendy organizacji znajdują się na terenie całej Europy, a ich działacze mają charakterystyczny wygląd – golą swoje głowy „na łyso”, stąd przydomek „skinheadzi”. Sami nazywają się żołnierzami ulicy. Rekrutowani są głównie spośród zbiegów, chuliganów, oprychów, przysłowiowych zbirów, „rzucających kamienie w żydowskie okna”. Ich liderzy to prymitywna grupa, która opiera swoją „ideologię” na dziś zapomnianej nieco doktrynie nazistowskiej. Sztandarowe hasło tej organizacji to: wyższość rasy białej nad każdą inną! Ona hołduje moralnej ślepocie, nie akceptuje naturalnej harmonii!

Ndubuisi był tak roztrzęsiony tym, co mówił, że z trudem kontynuował swój wykład. Starał się wyjaśnić młodzieńcom, którzy nie kryli swego strachu, a nawet przerażenia, że u podstaw nazizmu leży kompleks niższości.

– Pamiętajcie! Niska samoocena stanowi niebezpieczną pożywkę dla toksycznego negatywizmu! Jest to szczególnie niebezpieczne w przypadku ludzi ograniczonych, którzy mają tendencję do wyładowywania swojej frustracji na niewinnej ofierze. Tłumaczą wówczas każdy akt agresji swoją rzekomą wyższością.

Emocje wśród zgromadzonej na placu młodzieży sięgały zenitu. Na zakończenie roztrzęsiony Ndubuisi, stwierdził dobitnie:

– Książę może być zatem w niebezpieczeństwie! I to poważnym! – jego ostatnie słowa zabrzmiały jak krzyk.

Chłopak wziął głęboki oddech i jeszcze dopowiedział z wysiłkiem:

– Naziści i ci, którzy ich finansują, to banda szaleńców, to osoby z zaburzoną wizją rzeczywistości, obłąkane przez niewidzialne siły zła! One są niereformowalne i zawsze wybierają przemoc. Choć ich fałszywa doktryna dawno upadła, ciągle odnajdujemy ich na rogach ulic, mimo iż jedynym odpowiednim miejscem dla nich jest zakład dla umysłowo chorych!

Dla większości zgromadzonych młodych ludzi przesłanie Ndubuisi było niezrozumiałe. Jednak jedna rzecz była jasna i napawała ich rosnącym niepokojem – książę był w niebezpieczeństwie! Obawa ta zatruwała świeżość kolejnego poranka. Cale królestwo pogrążyło się w lęku przed konsekwencjami wyjazdu księcia. Złowrogie słowo „rasizm” spędzało sen z powiek wszystkich poddanych.

Ale eze pozostał nieugięty. Wiedział, że chrześcijaństwo jest dobrem samym w sobie i nie dopuszczał myśli, że w obrębie religii opartej na tak pozytywnych wartościach, znaleźć może się miejsce na dyskryminację rasową i zło.

– Mój syn będzie studiował w Polsce! – rzekł władca głosem pełnym determinacji.

Wydawca: Wydawnictwo .e media., źródło fragmentu: e-czytelnia Wydawnictwa .e media.; kolejne odcinki dostępne na: http://www.eczytelnia.pl/index.php?op=0&kat=ni_bf&odc=3

*Iyke Lawrence Nnaka urodził się w 1978 roku w Nigerii, gdzie ukończył college. Do Polski po raz pierwszy przyjechał w roku 2000. Iyke jest z zamiłowania podróżnikiem, który posiadł ogromny bagaż doświadczeń, wynikający z życia w różnych zakątkach świata, a szczególnie Europy. Mówi w języku ibo, angielskim, polskim, niemieckim i arabskim. Obecnie mieszka w Polsce.

 Dokument bez tytułu