Bilans angolskiego Pucharu

afryka.org Wiadomości Sport Bilans angolskiego Pucharu

Sportowe emocje związane z Pucharem Narodów Afryki 2010 już przygasły, ale kurz związany z tym turniejem wciąż unosi się w powietrzu. Jaki był ten turniej? Czy Angola stanęła na wysokości zadania jako organizator? Czy piłkarze sprostali oczekiwaniom kibiców? Czy Afryka pokazała światu, że jest gotowa nie tylko zorganizować Mistrzostwa Świata, ale też zdobyć złotą Nike?

Zaczęło się od Togo i na Togo się zakończyło. Zamach terrorystyczny na autokar wiozący drużynę z zachodniej Afryki na kilka dni przed rozpoczęciem turnieju spadł na piłkarską Afrykę jak grom z jasnego nieba. Ale decyzja CAF o wykluczeniu Togijczyków z PNA na 4 lata odbiła się nie mniejszym echem niż karabinowe wystrzały zamachowców. Dla wielu obserwatorów niesprawiedliwe było już to, że CAF nie pozwolił Togijczykom uczestniczyć w turnieju po 3-dniowej żałobie narodowej. W stolicy Togo, Lome, zorganizowano demonstrację, w której wzięło udział 50000 kibiców, nawołujących CAF do zmiany decyzji, a prezydenta afrykańskiej federacji, Issa Hayatou, do ustąpienia ze stanowiska. Hayatou przewodzi CAF od 1987. Na początku swojej działalności sporo uczynił dla rozwoju piłki w Afryce, choć wielu twierdzi, że tak naprawdę po prostu nie przeszkadzał. Rządzący wtedy FIFA Joao Havelange sam był wielkim orędownikiem Afryki i to FIFA bardzo otworzyła się na Afrykę. Krytyka Hayatou nasiliła się w roku 2002, kiedy rywalizował z ubiegającym się o reelekcję Seppem Blatterem o stanowisko piłkarskiego zwierzchnika Światowej Federacji. Jego kandydatura nosiła znamiona walki politycznej, czego efektem był fakt, iż wiele z afrykańskich federacji oddało swoje głosy właśnie na Szwajcara. Dziś, po 23 latach piastowania najwyższego stanowiska w afrykańskiej piłce, nadszedł chyba czas zmian. Ale czy Hayatou ustąpi, czy raczej wzorem wielu afrykańskich przywódców nie zechce oddać władzy?

W 29 meczach padło 71 goli, co daje średnią 2,45 bramki na mecz. 2 lata temu w Ghanie średnia wyniosła 3,1… Oczywiście to statystyka, ale w tym wypadku bardzo charakterystyczna dla afrykańskiej piłki i dość miarodajna. PNA znany był zawsze z tego, że tu nikt nie kalkuluje, ale każdy stara się pokazać wszystko co ma. Poziom tegorocznego turnieju był najniższy od lat. Mecz otwarcia zapowiadał zupełnie co innego (choć do przerwy jeszcze NIK się tego nie spodziewał). Ale wystarczy powiedzieć, że aż 12 z 29 meczów zakończyło się wynikami 0:0 lub 1:0. To tylko moje skromne zdanie, ale wydaje mi się, że piłkarzom po prostu nie chciało się grać. Nigeryjczycy mówili o tym otwarcie, inni nie musieli nic mówić – swój stosunek pokazywali na boisku. Dobrych meczy było jak na lekarstwo. Egipt nie zachwycał, ale gdyby nie było ani jednej drużyny, która swoją postawą zasłużyłaby na awans. Znikła gdzieś magia afrykańskiej piłki. Być może już czas przejść na system ogólnoświatowy i zacząć rozgrywać PNA co 4 lata? Zawsze byłem wrogiem takiego rozwiązania, ale być może przywróciłoby to zawodnikom chęć do gry.

Angola to kraj, który przeżył trwającą 27 lat wojnę domową, zakończoną dopiero w 2002 roku. To niewątpliwie dobrze, że to właśnie Angola dostała szansę na powrót do afrykańskiej społeczności właśnie przez piłkę. Ale od samego początku coś poszło nie tak. Przede wszystkim zamach na ekipę Togo. Nie czas i miejsce dyskutować czy władze mogły temu zapobiec czy nie. Tak czy tak, wydarzenie to rzuciło wielki cień na cały tegoroczny turniej. Był to jednak zaledwie początek boleści. Druga kwestia dała znać o sobie już w czasie inauguracyjnego spotkania. Supernowoczesne stadiony okazały się strasznym niewypałem. Już po pierwszej połowie pierwszego meczu, narodowy stadion w Luandzie wyglądał jak kartoflisko pod Wąchockiem. Kolejne mecze tylko uwydatniły fatalny stan murawy na wszystkich stadionach. Wykonawcami kontraktu na stadiony byli Chińczycy, którzy słyną może z taniej i szybkiej pracy, ale na pewno nie z solidnej i godnej zaufania. Jednak inauguracyjne niedociągnięcia zostały zagłuszone przez 45000 angolskich fanów oklaskujących swoich ulubieńców. Niestety drugiego dnia, spełniły się niepomyślne prognozy dotyczące frekwencji na trybunach. 1000 kibiców na meczu Malawi-Algieria i 5000 na spotkaniu WKS z Burkina Faso. Minister sportu Angoli apelował, rozdawał za darmo bilety – ale niespełna 19000 widzów na meczu i mecz półfinałowy pomiędzy Nigerią a Ghaną, który oglądało raptem 7500 fanów, to naprawdę niewiele. W Ghanie średnia wyniosła 22000 widzów na meczu. Na usprawiedliwienie Angolczyków trzeba powiedzieć, że z krajów biorących udział turnieju jedynie Zambia sąsiadowała z gospodarzami – kibice pozostałych drużyn musieli pokonać setki i tysiące kilometrów żeby zobaczyć w akcji swoich idoli. A nikt im tego zadania nie ułatwiał. Astronomiczne ceny w hotelach (nawet 600$ za noc), drogie restauracje, skomplikowany system wizowy oraz bardzo słabe drogi i niekończące się korki – oto główne wątki relacji zagranicznych dziennikarzy. Dobrze, że powstały lotniska, dobrze że zrobiono krok w stronę służby zdrowia, dobrze, że powstała pierwsza w Angoli prywatna firma taksówkarska. Dobrze, że coś zmieniło się naprawdę na lepsze, bo jest szansa, że po tym turnieju pozostanie coś więcej niż tylko lekki niesmak.

Łukasz Kalisz

 Dokument bez tytułu