aFrykas Roku 2014: Tomek Michniewicz

afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej aFrykas Roku 2014: Tomek Michniewicz

“Byłem dość dobrze oczytany przed wylotem, więc nie spodziewałem się wachlującego niewolnika z kością w nosie ani korkowych kapeluszy. Natomiast wtedy jeszcze nie rozumiałem, że tak szerokie pojęcie jak „Afryka” jest absurdalnym uogólnieniem. Po powrocie zdarzało mi się formułować sądy w rodzaju „w Afryce jest tak i tak”, zamiast „w Etiopii jest tak i tak”. Dziś wiem, jakie to jest zabawne” – mówi Tomek Michniewicz, laureat aFrykasa Roku 2014.

Paweł Średziński: Po raz pierwszy pojechałeś do Afryki w roku…

Tomek Michniewicz: Na pierwszą poważną wyprawę dziennikarsko-poznawczą, a nie turystycznie, w 2006 roku.

Gdzie?

Do Etiopii, w trzy tygodnie przejechaliśmy trzy czwarte kraju, od chrześcijańskiej północy po dalekie południe mniejszości etnicznych.

Pierwsze wrażenia?

Etiopia jest jakby kulturową wyspą w Afryce, do tego różnorodną – każda część kraju to inna religia, rysy twarzy, stroje i tradycje, więc po powrocie jeszcze długo przeżywałem kalejdoskop wrażeń. Gdybym miał opowiedzieć o tej podróży trzema hasłami, byłyby to: niesamowicie sympatyczni ludzie, niewiarygodnie bogata kultura i przygoda za przygodą.

A pierwsze wyobrażenia przed wrażeniami i przed pierwszym wyjazdem do Afryki?

Byłem dość dobrze oczytany przed wylotem, więc nie spodziewałem się wachlującego niewolnika z kością w nosie ani korkowych kapeluszy. Natomiast wtedy jeszcze nie rozumiałem, że tak szerokie pojęcie jak „Afryka” jest absurdalnym uogólnieniem. Po powrocie zdarzało mi się formułować sądy w rodzaju „w Afryce jest tak i tak”, zamiast „w Etiopii jest tak i tak”. Dziś wiem, jakie to jest zabawne.

Gdzie już byłeś?

W Afryce? W kilkunastu krajach, w niektórych, jak w Zimbabwe czy Ugandzie – kilkakrotnie.

Co czyni kontynent afrykański, wyjątkowym miejscem na Ziemi?

Ktoś mi kiedyś powiedział, że Afryka jest „vibrant & violent”, kolorowa i brutalna w tym samym momencie. Uważam, że to niezwykle trafne określenie. Co ją wyróżnia? O tym można napisać książkę, tyle jest tych czynników. Na pewno przyroda, której nie ma nigdzie indziej na świecie. Wciąż żywy trybalizm, przenikanie się współczesnego, konsumpcyjnego i biznesowego myślenia z magicznym światem juju czy czarów djamb, okrutna dla Afrykanów historia ukazująca w wielkim przybliżeniu koszmarną chciwość, okrucieństwo i bezmyślność białej chrześcijańskiej Europy, zarówno pre-, jaki kolonialnej i pokolonialnej. Muzyka, taniec, etiopska indżera, smaki Maghrebu, klikające języki, nomadowie na Saharze i gęste dżungle… Chyba ta różnorodność i intensywność życia jest tak wyjątkowa.

Niewesołe sprawy w tej Afryce odkrywasz przed swoimi czytelnikami i słuchaczami. Międzynarodowe koncerny niszczą Wirungę. Kłusownictwo w Zimbabwe. Dlaczego to takie ważne?

Wydaje nam się, że wraz z czasami kolonialnymi wszystko się zmieniło, a tak naprawdę niewiele się zmieniło. Zasobami naturalnymi nadal zarządzają międzynarodowe, głównie zachodnie koncerny, pieniądze wciąż trafiają do skorumpowanych polityków i wojska, a zwykli ludzie żyją często w przerażającej biedzie. Zmienił się kolor skóry ludzi władzy, ale nie system wyzysku i nieodpowiedzialnej eksploatacji. 

Siedzimy tu w Europie i sobie mylimy o „Afryce”. W naszych głowach zawsze jest piękna i słoneczna, płowe sawanny, zebry, żyrafy, Robert Redford i Meryl Streep. Kawałek raju z czasów opowieści o Stanleyu i Livingstonie. A w tym samym czasie chińska mafia rękami wojskowych najemników wybija ostatnie zwierzęta, o których tak sobie beztrosko myślimy. Nosorożcom zostało raptem kilka lat, słonie znikają w przerażającym tempie, za grube pieniądze organizuje się nielegalne polowania na lwy, za skórę zebry płaci się tysiąc dolarów, a za kilogram sproszkowanego rogu nosorożca – 70 tysięcy, dwa razy więcej niż za złoto czy kokainę. Z setek milionów sztuk niektórych gatunków zostało już kilka tysięcy. Dlaczego? Przez nieustającą ludzką chciwość, połączoną z wciąż słabymi i skorumpowanymi strukturami państwowymi, które nie potrafią obronić przed grabieżą swoich zasobów. Jeśli z tym czegoś nie zrobimy – ja, ty i każdy kto czyta ten tekst, za dziesięć lat nosorożca będzie mógł pokazać dziecku na zdjęciu i powiedzieć „popatrz synku, kiedyś żyły takie dziwne zwierzęta”. Synek spyta „czemu kiedyś, a nie teraz”? I co odpowiemy?

Nie podchodzisz jednak do tego kontynentu w sposób paternalistyczny, którym grzeszą niektórzy polscy dziennikarze, opisując afrykańską rzeczywistość z góry. Spotykasz ludzi i rozmawiasz z nimi. Jaki jest najlepszy pomysł na poznawanie tej różnorodnej Afryki?

Trzeba umieć zostawić w domu przywiązanie do europejskich wygód. Jeżdżę po Afryce stopem, lokalnymi autobusami, mieszkam kątem u ludzi albo w najtańszych hotelikach. Każdą minutę spędzam na rozmowach, pytaniach, dociekaniu. Wielu dziennikarzom wydaje się, że wciąż jest jakiś dystans, że gdzieś tam wisi w powietrzu ta dychotomia „my biali” i „wy czarni”. Jeśli przyjeżdżasz wynajętą terenówką i wysiadasz w odprasowanej koszuli safari to na pewno tak się poczujesz. Ale jeśli traktujesz ludzi jak równych sobie, nie gorszych i nie lepszych, jesz to co oni, siedzisz na ziemi lub zydelkach tak jak oni, nie oburzasz się na ścisk w matatu i jesteś generalnie dla wszystkich otwarty i sympatyczny, masz wstęp do zupełnie innego świata. Wszystkiego się wtedy można dowiedzieć, nie ma zbyt delikatnych czy trudnych tematów.

Skąd pomysł na konkurs „Swoją drogą” i wybór laureata zatrudnionego przez przemysł paliwowy?

W ramach projektu „Swoją drogą” ogłosiłem, że zabiorę jedną osobę w dowolne wybrane przez nią miejsce na świecie, o ile mnie przekona, że to będzie dla niej czy niego coś więcej niż zwykła podróż. Przyszło trzy tysiące zgłoszeń, spośród których wybraliśmy najpierw sto, potem dziesięć i na końcu jedno – Darka Sieradzkiego, pracownika przemysłu naftowego, którego zżerały wyrzuty sumienia. Zdawał sobie sprawę ze zniszczeń środowiska, jakich dokonuje ta branża i tych, o których nawet nie słyszymy, ale jednocześnie miał dzięki niej pracę i bardzo dobrą pensję. Chciał zobaczyć konsekwencje swoich działań na własne oczy, by podjąć świadomą decyzję w kwestii ewentualnych zmian w swoim życiu. Uznaliśmy tę motywację za niezwykle interesującą i ważną nie tylko dla samego Darka, ale również dla nas wszystkich.

Dlaczego w tym człowieku nastąpiła zmiana? Spodziewałeś się tego?

Zabrałem go do parku narodowego Bwindi w Ugandzie, jednego z trzech miejsc, gdzie jeszcze żyją dzikie goryle górskie. Chciałem, żeby zobaczył je w naturalnym środowisku, w lesie, którego za kilka lat po prostu nie będzie, jeśli wielkie koncerny naftowe i wydobywcze dopną swego. Pod tymi górami jest mnóstwo złota, a kawałek dalej – ropy. To bardzo cenny teren. Jeśli korporacje skutecznie kupią sobie pod stołem koncesje wydobywcze, wszystkie zwierzęta na tym terenie pójdą pod nóż. I już nie będzie goryli nigdzie na świecie.

Nie spodziewałem się żadnych konkretnych efektów, chciałem raczej zobaczyć, jak Darek zareaguje. Dla kogoś takiego jak on, kto pierwszy raz w życiu na własne oczy może zobaczyć, jaką branżę współtworzy, było to po prostu szokujące doświadczenie. Z kategorii tych, które wymuszają na człowieku jakąś reakcję. Podjął decyzję o zmianie pracy.

Kolejne plany na Afrykę?

Przez cały czas prowadzę akcję Tatende, pomocy rezerwatowi czarnych nosorożców Imire w Zimbabwe, który został pozostawiony sam sobie w wojnie z kłusownikami i najemnym wojskiem. W maju ponownie tam lecę z kolejną dostawą sprzętu. Dostarczamy tam rzeczy, które u nas można kupić w każdym sklepie, a w Imire są nieosiągalne. Buty, latarki, krótkofalówki, mundury, lornetki. Trudno uwierzyć, ale tam naprawdę to jest różnica miedzy – dosłownie – życiem i śmiercią ludzi, którzy próbują chronić zwierzęta. To społeczna akcja, każdy może nam pomóc. Warto o niej poczytać.

Które miejsca w Afryce warto zobaczyć, top pięć?

Tylko pięć..? Trudne pytanie. Na pewno różne strefy klimatyczne. Kawałek Sahary, z Mauretanii, Nigru lub Czadu. Busz i sawannę – któryś z parków narodowych w porze suchej. Klasyki w postaci Serengeti czy Masai Mara albo mniejsze, ale i mniej zatłoczone, np. w Ugandzie. Ze względów kulturowych północ Etiopii, dla łowców przygód Deltę Okavango z perspektywy mokoro, a dla prawdziwych twardzieli  – kajakiem i z własnym namiotem przez park narodowy Mana Pools w Zimbabwe, gdzie człowiek jest naprawdę sam na sam z drapieżnikami, krokodylami i hipopotamami i jeśli nie wie co robi, po prostu stamtąd nie wyjdzie.

Dziękuję za rozmowę.

*Tomek Michniewicz, znany z audycji „Reszta Świata”, dziennikarz, podróżnik i autor książek- reportaży z jego podróży, otrzymał aFrykasa przede wszystkim za akcję w ramach projektu „Swoją drogą”. Wraz ze zwycięzcą konkursu wyjechał do Ugandy, w rejon występowania goryli górskich, zagrożony planami eksploatacji i zniszczenia przez międzynarodowe koncerny wydobywcze. Co najważniejsze, osoba, z którą pojechał jest związana z branżą wydobywczą – zajmuje się przeglądem technicznym platform wiertniczych i tankowców. Po powrocie do Polski okazało się, że zwycięzca konkursu, pod wpływem tego co zobaczył, zapowiedział rezygnację z pracy związanej z przemysłem paliwowym.

Przeczytaj o aFrykasach 2014.

 Dokument bez tytułu