Afrykański wulkan od środka

afryka.org Bez kategorii Afrykański wulkan od środka

"Daratt" to surowa, jakby kanciasta w formie opowieść urodzonego w Czadzie reżysera, który pyta o moralność zemsty i każe wejść w sam środek afrykańskiego wulkanu.

"Daratt" oznacza "porę suchą". Gdy się zaczyna, w Czadzie – jak pisze Wojciech Jagielski – regularnie wybuchają zamieszki i powstania. Od lat 60., gdy ta była francuska kolonia ogłosiła niepodległość, każda kolejna władza przejmowała tu rządy siłowo. W taki sposób prezydentem został Hissene Habre, dyktator odpowiedzialny za blisko czterdzieści tysięcy morderstw politycznych, ale też rządzący w Czadzie do dziś Idrys Deby.Przez wiele lat rządy w Afryce przyjmowały strategię, by nie rozliczać się z przeszłością – w imię pokoju nie osądzano ani przywódców-tyranów, ani wykonawców zbrodni. Do dziś nie odbył się proces przebywającego w Sudanie Habre, którego ekstradycji domagały się m.in. światowe organizacje praw człowieka (kilka miesięcy temu zmieniono jednak sudańską konstytucję tak, by Habre mógł wreszcie stanąć przed sądem).Film urodzonego w Czadzie Mahamata-Saleha Harouna zaczyna się od radiowego przemówienia – szef Komisji Prawdy i Sprawiedliwości ogłasza właśnie amnestię dla zbrodniarzy wojennych, by "przerwać spiralę wojny, która niszczyła nasz kraj przez ponad czterdzieści lat". "Jak to możliwe?" – pyta dziadka nastoletni Atim ("Sierota"), który w czasie wojny stracił ojca. Dziadek, niewidomy starzec, daje mu pistolet – Atim ma jechać do Ndżameny i zabić Nassara, który zamordował jego ojca: "Bądź ostrożny – to niebezpieczny człowiek".Odnaleziony w stolicy Nassara na zbrodniarza jednak nie wygląda: ma własną piekarnię, ciężarną żonę, a niesprzedany chleb rozdaje biednym dzieciom na ulicy. Jedynym widocznym śladem przeszłości jest kalectwo (Nassara może mówić tylko przez specjalny aparat) – ktoś w czasie snu próbował kiedyś poderżnąć mu gardło. Może z zemsty?Między Nassarą i chłopakiem rodzi się stopniowo specyficzna więź: im bardziej Atim jest wobec niego butny, tym bardziej stary piekarz próbuje chłopaka zatrzymać. Atim zostaje zatrudniony w piekarni, nie rozstaje się z bronią, ale nie strzela: rzuca tylko Nassarowi pełne nienawiści spojrzenia, złośliwie zapomina dodać do chleba drożdży, donosi na niego na policję (Nassara miał rzekomo zaatakować taksówkarza) albo mówi: "chodzenie do meczetu i tak cię nie zbawi". Czy stary piekarz domyśla się, kim jest chłopak? Sygnałów na to jest dużo.Metaforyczna, powojenna "pora sucha"A jednak nie pytanie o moralność zemsty, podkreślone wzniosłym finałem, wydaje się tu najważniejsze. Oszczędna, surowa, jakby kanciasta forma filmu pozwala od środka – nie okiem reżysera z Zachodu – wejść w afrykański wulkan. Ulice wyblakłej Ndżameny, do której przyjeżdża Atim, przypominają wielki śmietnik: śladem wojny są odpady, tak jak śladem niepokazanych wprost, rozpędzonych zamieszek są w jednej z pierwszych scen porozrzucane na placu buty. Spryt i biedę symbolizuje światło – zdarzają się problemy z prądem, a zarobić można na kradzionych świetlówkach. Ale metaforyczna, powojenna "pora sucha" wnika głębiej niż tylko w krajobraz.Wszyscy spotkani przez Atima w stolicy ludzie łakną bliskości, wręcz fizycznego dotyku – jak poznany przypadkiem Moussa, żona Nassary czy nawet on sam. Dzieci nie mają ojców, ale ojcowie nie mają też dzieci (o poszukiwaniu zaginionego ojca opowiadał już Haroun w filmie "Abouna") – nie tylko po to, by odkupić winy, samotny Nassara chce przecież Atima adoptować. Ukojeniem nie jest nawet religia. Zwłaszcza że na tego samego Boga powołuje się głos zachęcający do modlitwy w meczecie, dziadek żądający zemsty i modlący się regularnie Nassara, który pod wpływem alkoholu rzuca "Bóg mnie opuścił!", a zaraz potem pyta Atima: "czy mnie kochasz?".Spirala wojny będzie trwać nadalW "Bamako" (2006) Abderrahmane Sissako, który wyprodukował również "Daratt", mieszkańcy Afryki wytaczali fikcyjny proces Bankowi Światowemu, oskarżając go o biedę Czarnego Lądu. Czadyjski reżyser, który sam w czasie wojny domowej musiał z ojczyzny emigrować, szuka źródeł niekończącego się konfliktu głębiej. Nie oskarża władzy i nie broni rebeliantów – we wszystkich siedzi ta sama agresja, męskie pragnienie dominacji (żona Nassary, zresztą do małżeństwa zmuszona, zostanie przez niego pobita za zbyt odważną rozmowę z nastolatkiem), chęć wyładowania bezradności i krzywd. Spirala wojny trwać będzie nadal, bo wciąż działa prawo zemsty, męskich archetypów ("każdy mężczyzna musi mieć broń", a przy zabijaniu "nie może zadrżeć ręka"). I rosnącej wściekłości, która w obrazie Harouna rozsadza nie tylko tłukących na oślep (za załatwianie się w nieodpowiednim miejscu) żołnierzy, ale też "nawróconego" Nassarę i młodego Atima.W tym czadyjski reżyser miał, niestety, rację – wojna w Czadzie trwa nadal. W lutym doszło do krwawych starć w Ndżamenie – rebelianci próbowali zdobyć pałac prezydenta Deby'ego (oskarżanego m.in. o korupcję, fałszowanie wyborów, dyktatorskie metody i faworyzowanie członków swojego plemienia). Trwa kilkakrotnie zażegnywany konflikt z Sudanem, z którym władze Czadu wymieniają się nawzajem oskarżeniami (o wspieranie buntu w Darfurze i powstańców walczących z czadyjskim prezydentem). Lider czadyjskich buntowników poprosił Francuzów o mediację, a niektórzy wciąż wierzą w efekty misji pokojowej ONZ, w której udział wziąć mają m.in. Polacy.W filmie "Daratt" doraźnej polityki nie ma. A jednak boleśnie aktualne to kino.

 Dokument bez tytułu