Złota, choć jej nie ma

afryka.org Czytelnia Poznaj Afrykę! Złota, choć jej nie ma

„Nie kupiłem, nie ma, – mężczyzna  jest wyraźnie zły.”

W Krakowie też nie. Dystrybucja do bani.” Nie dziwię mu się. Niby jest, i to złota, a tak naprawdę jej nie ma.

Jeszcze nie ma siódmej, w holu wrocławskiego hotelu jeszcze pusto, ale już schodzą się muzycy z instrumentami i bagażami. O siódmej wyjazd na lotnisko. Zrobi mi Pani zdjęcie z Cesarią? W jednej ręce mężczyzna trzyma aparat fotograficzny, w drugiej płytę. Ale nie tę właśnie wydaną, tylko poprzednią. Drzwi windy   rozsuwają się, powoli wychodzi z niej bohaterka koncertu w Hali Stulecia. Mimo wczesnej pory nie protestuje, z uśmiechem pozuje do zdjęcia. Z długimi warkoczykami opadającymi na plecy i, mimo porannego chłodu, jak zwykle boso.

„Wiesz, że mam już u was złotą płytę? “, zaskoczyła mnie poprzedniego dnia,  gdy tylko wsiadłyśmy do podstawionego samochodu. „Nie, naprawdę?”  Przecież w Polsce nowy, oczekiwany od 3 lat  album Cesárii Évory „Nha Sentimento”, czyli „moje uczucia” pojawił się dopiero 16 listopada, ledwie tydzień przed koncertem we Wrocławiu. Chociaż  jest  niby przedsprzedaż, ale mimo wszystko…

Cieszę się, chyba nawet jestem dumna. Wprawdzie we Francji liczba sprzedanych płyt, wymagana do statusu złotej płyty jest wyższa niż w Polsce, ale tam “Nha Sentimento” ukazało się prawie trzy tygodnie wcześniej. Polska złota płyta dla tego albumu jest więc pierwszą! Jesteśmy górą! Gdyby jeszcze tę płytę można było dostać w normalnych sklepach. Parę osób z hotelu biegało po Wrocławiu, ale wieczorem   tylko niektórzy mogli podsunąć „Nha Sentimento” do podpisu.

W Hali Stulecia niektóre piosenki z nowego, złotego w Polsce albumu zabrzmiały trochę inaczej niż na krążku, ale o ruszeniu w trasę chórku i egipskich muzyków, towarzyszących artystce w nagraniach nie było mowy. A jak było? Niech inni to oceniają…

Tamtego wieczoru nie był to jedyny kabowerdyjski ślad. Późny wieczór. Wrocławska starówka. I kapitalny pub Casa de la Musica. W środku  wystrój i  atmosfera knajpki … nie,  nie w Mindelo na Cabo Verde, ale w Hawanie, dawnej Hawanie.   I piwo w towarzystwie chłopców z zespołu Cesàrii ( i nie tylko, ale o tym, sza…). Nie pasuje? Ależ tak, przecież Julian, skrzypek zespołu,  wychowanek petersburskich nauczycieli  ( tak, tak! ), jest Kubańczykiem! I nagle na ścianie Miroca dostrzega…zamaszysty wpis czarnym mazakiem. Lura! Tu była Lura, czyli – dla mnie i dla wielu – number 2 kobiecych głosów z Cabo Verde. I już prawdziwa gwiazda!

To był Wrocław! Ale Warszawa też nie gorsza. Mniej więcej za tydzień w Klubie Palladium „Lizbońskie opowieści”  będzie snuć na gitarze, między innymi oczywiście, kabowerdyjski kompozytor i wokalista Tito Paris. Wiele  czasu minęło, gdy wchodził na scenę w pierwszej części koncertu Évory. Teraz to dojrzały, oryginalny artysta, niemal klasyk, poza Cabo Verde  szczególnie znany w Portugalii. Nic dziwnego, skoro mieszka w Lizbonie i tam głównie występuje.

Nie zgodzę się natomiast ze stwierdzeniem, jakie przeczytałam w licznych zapowiedziach „Lizbon Stories”, a napisano tak: „W jednym z najpiękniejszych i najbardziej poetyckich miast świata – Lizbonie, brzmi muzyka krajów przez stulecia z Portugalią związanych. Dziś czas kolonizacji jest już historią, ale artyści z Angoli, Mozambiku, Gwinei Bissau czy Wysp Zielonego Przylądka uznają Lizbonę za swoją ojczyznę i spotykają się nad Tagiem by znajdować nowe inspiracje, nie zapominając o swoich korzeniach.”

Nic podobnego. Ani Tito Paris,   Lura czy wcześniej  Bana,  nikt z licznych kabowerdyjskich artystów, którzy postawili stopę na lizbońskim  bruku nie uważa Portugalii za swoją ojczyznę. W Lizbonie, Holandii czy w Stanach nie szukali nowych inspiracji, bo te bez trudu mogli  znaleźć na Cabo Verde. Szukali możliwości pracy i  lepszego życia, życia z muzyki. Ale choć w Lizbonie żyją i  grają ich prawdziwym domem jest zawsze odległy o parę godzin lotu archipelag u brzegów Afryki.

Może dlatego Sodade, zaśpiewane czy zagrane choćby  tysięczny raz, jest zawsze tak boleśnie szczere i prawdziwe?

Elżbieta

 Dokument bez tytułu