Mógł grać w Eintrachcie, a zagra w Piotrówce

afryka.org Wiadomości Afryka Mógł grać w Eintrachcie, a zagra w Piotrówce

Po prawie 5 latach przerwy w Polsce znowu jest Takesure Chinyama. Kilka dni temu były król strzelców Ekstraklasy został zgłoszony w Opolskim Związku Piłki Nożnej. W sobotę ponownie zagra na naszych boiskach w meczu III ligi opolsko-śląskiej LZS Piotrówka z Szombierkami Bytom. – Chinyama wrócił skończyć to co zaczął. Chcę znowu grać w Ekstraklasie – podkreśla.

Po raz pierwszy Chinyama przyjechał do Polski zimą 2007 roku. Za jego transferem, podobnie jak w przypadku innych graczy z Zimbabwe, stał Wiesław Grabowski. To znany polski trener-obieżyświat, który na stałe mieszka w Harare. Grabowski wysłał nad Wisłę plejadę zawodników, którzy zrobili w Ekstraklasie kariery, jak Norman Mapeza, Prince Matore, Dickson Choto, Shingayi Kaondera czy Costa Nhamoinesu.

Chinyama najpierw trafił do Dyskobolii. Z wielkopolskim klubem wywalczył Puchar Polski i Puchar Ligi. Wiosną 2007 dla jedenastki z Grodziska Wielkopolskiego zdobył 6 bramek w rozgrywkach ligowych i pucharowych. Jego trafienie przesądziło o wygraniu jednego z dwóch półfinałowych meczów z Cracovią w półfinale PP. Po udanej rundzie trafił do Legii, gdzie z powodzeniem radził sobie jego rodak Dickson Choto.

Kłopoty ze zdrowiem

Zanim zaczął regularnie trafiać dla warszawskiego klubu, to głośno zrobiło się o nim z innego powodu. Lekarze klubu z Grodziska mieli u niego wykryć wadę serca. – Wszystko po to, żeby zablokować mój transfer. Nie miałem problemów z sercem. To był ich wybieg. Teraz ze zdrowiem też wszystko w porządku – zapewnia.

Gdyby nie zdrowie, to w Polsce grałaby z pewnością dłużej. Kłopoty z kolanem spowodowały, że latem 2011 roku, w wieku 28 lat, wyjechał do domu. – Byłem wtedy rozżalony. Była propozycja między innymi z Warty Poznań, ale miałem dosyć. Chciałem wracać – wspomina.

W pierwszym sezonie w Legii w 28 spotkaniach zdobył 15 bramek. Stanął wtedy przed szansą wyjazdu na Zachód. – Była konkretna propozycja z Eintrachtu Frankfurt. To była dla mnie szansa. Wyjechałbym do Niemiec wcześniej niż Lewandowski. Niestety, z transferu nic nie wyszło. Wszystko przez Grabowskiego, który zablokował całą sprawę – opowiada.

Dziś z Wiesławem Grabowskim nie ma już nic wspólnego. Nie utrzymuje z nim żadnego kontaktu, a przyjeżdżając do Polski unikał szumu w obawie, że Grabowski mógłby… zablokować jego wyjazd! – To wciąż wpływowa osoba. Gdyby się dowiedział, że lecę do Polski, to mógłby sprawić, że utknąłbym na lotnisku – mówi bez ogródek Chinyama.

Napastnik z Zimbabwe jest jedynym czarnoskórym zawodnikiem, który był królem strzelców Ekstraklasy. Ta sztuka udała mu się w sezonie 2008/09. Miał wtedy 19 bramek na koncie, tyle samo co Paweł Brożek z Wisły. Jeśli zresztą chodzi o gole w lidze, które zdobywali na naszych boiskach piłkarze z Afryki, to z Chinyamą nikt się nie może równać. W 83 meczach zdobył ich w sumie 39.

Spotkanie z Mugabe

Po powrocie do domu zakotwiczył w najbardziej utytułowanym klubie z Zimbabwe Dynamos FC. Potem przeniósł się do silnej ligi południowoafrykańskiej. – Z Orlando Pirates grałem w afrykańskiej Lidze Mistrzów i szło mi całkiem nieźle. Kilka bramek strzeliłem też w rozgrywkach ligowych. Na pewno czymś specjalnym była gra w derbach przeciwko lokalnemu rywalowi Kaizer Chiefs. Na trybunach stadionu w Johannesburgu zasiadło wtedy 95 tysięcy kibiców – mówi.

Kilka meczów zaliczył też w innym zespole z RPA Platinum Stars, żeby ponownie wrócić do Dynamos FC Harare. W czerwcu z klubem ze stolicy Zimbabwe podpisał nowy kontrakt. Jesienią szło mu całkiem nieźle. – W 13 meczach zdobyłem 8 bramek. Byłem czołowym strzelcem zespołu. Klub nie do końca wywiązał się jednak ze zobowiązań wobec mnie. Nie wypłacono mi wszystkim pieniędzy. Mogłem więc bez przeszkód zmienić klub. Postanowiłem ponownie przyjechać do Polski. Chcę pokazać, że dalej potrafię strzelać – opowiada.

W Zimbabwe Chiniama mieszka w miejscowości Norton, to 40 km od Harare. Ma żonę Sisani oraz trójkę dzieci: 11-letniego syna Knowledge, 6-letnią córeczkę Kimberly, a także o dwa lata młodszą Kimię. W przeciwieństwie do Disksona Choto, nie ma swojego mieszkania w Warszawie. – Grałem w Polsce dużo krócej niż Dickson. Poza tym wtedy budowałem dom w Zimbabwe – mówi.

Gdyby nie przyjechał do Polski w zeszłym tygodniu, to zagrałby w meczu „zjednoczenia”, jaki co roku w marcu odbywa się między zespołami z Harare, gdzie przeważa ludność Szona, a Bulawayo, gdzie z kolei dominują Ndebele. – Taki mecz rozgrywany jest zawsze po urodzinach naszego prezydenta Roberta Mugabe, które przypadają 21 lutego – tłumaczy Interii Chinyama.

Z wiekowym, bo 92-letnim prezydentem swojego kraju spotkał się osobiście dwa razy. – To bardzo inteligentna i dobrze wykształcona osoba. Wiedział, że grałem w Polsce i pytał jak daję sobie radę z tym trudnym językiem – tłumaczy z uśmiechem.

Legia zaprasza

Teraz Chinyama znowu mówi po polsku. Daje sobie radę bez problemów. Od tygodnia mieszka w Piotrówce. Wszystko wskazuje na to, że już dziś ponownie zadebiutuje na naszych boiskach. LZS Piotrówka w III-ligowym meczu podejmuje u siebie Szombierki Bytom (początek godz. 15). Z tej okazji wizytę w tej małej opolskiej wiosce, położonej obok Strzelec Opolskich, zapowiedział już… Canal +. Chiniamę ma też odwiedzić były kolega z boiska Aleksandar Vuković, asystent Stanisława Czerczesowa w Legii. Warszawski klub, kiedy dowiedział się o przyjeździe swojego byłego piłkarza do Polski, od razu zaprosił go też do siebie.

Chinyama nie ukrywa, że chciałby jeszcze ponownie zagrać w Ekstraklasie. Czy pozwoli mu na do zdrowie czy dalej jest w formie, to okażę się w najbliższych tygodniach. Na razie zaczyna w LZS Piotrówka, w klubie, który słynie z tego, że stawia na graczy z Czarnego Lądu. Takesure jest kolejnym z nich.

Michał Zichlarz, Afrykagola.pl

 Dokument bez tytułu