Kto zastrzelił “Shooting Dogs”

afryka.org Kultura Film Kto zastrzelił „Shooting Dogs”

Był sobie film. Film mądry. Bardzo rzadko możemy obejrzeć taki film. W Warszawie widziały go tylko dwa kina. Kiedy pytałem ludzi – słyszałeś o "Shooting Dogs" – każdy zamierał szukając właściwej odpowiedzi i mówił – nie.

W filmie jeden z głównych bohaterów pyta reporterki BBC – jaka jest jej reakcja na zbrodnie, która dokonuje się na jej oczach. Ona – przecież to są Murzyni.

Mogła zdarzyć się wszędzie

"Shooting Dogs" to historia, która mogła zdarzyć się wszędzie. I dzieje się teraz. Na naszych oczach, na całym świecie. Chociaż tłem jest zbrodnia, która wydarzyła się w Kigali, stolicy Ruandy to podobne sceny miały miejsce w Oświęcimiu, Kielcach i Jedwabnem. Wszędzie tam, gdzie nienawiść wobec sąsiadów, innych przez swoją tożsamość, brała górę nad szacunkiem. Wielu mieszkańców Polski może powiedzieć, że to ich nie dotyczy. Jednak jest inaczej.

"Shooting dogs" to film o sztuce dokonywania wyborów. O tym jak piekielnie trudno podjąć dobrą decyzję stawiając na szali śmierci własne zycie. Widzimy w nim Ruandyjczyków z dwóch grup etnicznych – Hutu i Tutsi. Hutu nienawidzą Tutsi, więc kiedy mają pretekst mordują ich.

Na miejscu jest ONZ i jego siły pokojowe. Jednak te drugie nie robią nic. Bezwładne cielsko, którego mandat wygasa wraz z ewakuacją pozafrykańskiego personelu. Rozkaz, dyrektywa i poczucie spełnienia żołnierskiego obowiązku.

Szkoła

Prawdziwym bohaterem filmu jest szkoła. To właśnie na jej terenie znajdują schronienie przerażeni Tutsi. Razem z nimi stary ksiądz i młody nauczyciel z Anglii. Ksiądz, który jest przede wszystkim człowiekiem, bo ma wątpliwości. Zdaje sobie sprawę, że większość "wiernych" przychodzi do kościoła, ponieważ ktoś im kazał. Ktoś im tak powiedział. Wreszcie młody nauczyciel angielskiego, który chciał przeżyć egzotyczną przygodę. Los chce inaczej. Widzi okropność.

Doskonałe zdjęcia, uniwersalny przekaz, a w Polsce o filmie mówią mało. Pomimo że znalazł się dystrybutor, który odważył się na promocję tego obrazu. Zresztą "Shooting Dogs" nie epatuje tryskającą krwią retoryką. Przemoc, pomimo istnienia w takim temacie jakim jest ludobójstwo w Ruandzie, nie maluje ociekających czerwonymi strugami obrazków ze świata Majów autorstwa Mela Gibsona.

Mogę tylko żałować, że kolejny film, i wcale nie film o Afryce, a o nas ludziach, z Afryką w tle, ale taką, która może być już wspomnianym Jedwabnem, zniknął tak szybko z kin. Nie ma już go. Polski widz zastrzelił "Shooting Dogs". Czy może obawy przed tym, że to zrobi? Bo przecież to był tylko film o "Murzynach".

Paweł Średziński

 Dokument bez tytułu