Ja egzotyk, Ty autochton… Co z Trzecim?

afryka.org Czytelnia Blog Mamadou Diouf Ja egzotyk, Ty autochton… Co z Trzecim?

Mitologia grecka zostawiła nam mnóstwo pięknych historii, wątków i pojęć. Słowo autochton jest jednym z tych terminów i określa „dziecko narodzone z ziemi, bez rodziców”.

Już starożytni wymyślili sympatyczny zamach na powstanie życia czlowieka. Sądzę, że rozumiemy o co chodzi. Autochton, to osoba należąca do rdzennej ludności, miejsca o którym rozmawiamy. Jakimś dziwnym trafem, słowo zostało przyklejone pewnym strefom geograficznym. Europejskie mowy (przecież blizej mają do Grecji) przywłaszczyły sobie słowo i z tego powstała fikcja. Mit, tyle że nie ma nic wspólnego z Grecją! Skąd pomysł, że jedynie ludzie z „trzeciego swiata” żyją na swoich ziemiach? Że tylko oni mają pewne, oczywiste pochodzenie i korzenie. Czy Polacy nie pochodzą z nadwiślańskiej ziemi? A Skandynawowie z północy Europy?

W literaturze francuskiej , od czasów kolonialnych autochton, kojarzy się wyłącznie z mieszkańcami Azji, Afryki i Ameryki przedkolumbijskiej. Hindusi, Arabowie, Aborygeni, Indianie, Afrykańczycy…

Wygląda na to, że reszta świata nie ma korzeni, nie wie skąd pochodzi i nie ma własnej ziemi. W Europie nie ma autochtonów. Nie wiem, czy znajdzie się utwór literacki, artykuł prasowy, w którym Francuz opisujący życie nad Wisłą, określałby Polaków jako autochtonów. Czy w polskiej prasie dziennikarz pisząc o Szwajcarach, czy Irlandczykach użyje tego słowa. Nie ruszam antropologów. Najwięcej narozrabiali. To własnie oni ograniczali to uniwersalne pojęcie do pewnej strefy geograficznej. Niby dlaczego mój stosunek do ziemi przodków ma być odebrane w taki sposób? Grecy (tamci) chyba nie mieli tego na myśli.

Co z egzotyką? To sympatyczne słowo ma lepsze notowania. Promuje czarującą inność. Wcale nie oznacza, że te rejony, o których myślimy (znowu obszar trzeciego świata) są piękniejsze. Że przyroda tam jest zachwycająca (bywa i tak). Sądzę, ze chodzi o pewną nowość, zaskoczenie, pojmowanie inaczej. Tamto coś ukazuje nam się dziewiczo. To zawsze podniecało. Siłą rzeczy egzotyka robi karierę dzięki biurom podróży. Dlatego mówi się o niej w samych superlatywach. I to od czasów słynnej Josephine Baker.

W języku francuskim słowo indygena budzi najgorsze skojarzenia. Temin ten określa w biologii rodzaje, które ewoluują tylko w miejscu, o którym mówimy. Zamyka i izoluje. To pojęcie jest okropnością pejoratywną. Szczególnie w czasach kolonialnych. Oznaczało wtedy „osobę niecywilizowaną”, bo nie będącą obywatelem Republiki Francuskiej. W Senegalu i na innych terytoriach francuskich, był taki status: indygenat. Nawet ci Francuzi z większym szacunkiem do Afrykańczyków woleli mówić o autochtonach, niż o indygenach!

W języku angielskim termin indygena zachował swój charakter pierwotny. „Indigenous” odnosi się do „osoby pochodzącej z miejsca, w którym żyje”. Cała Ziemia składa się z samych indygenów. Taki świat stworzył przecież Bóg. Wyłączając osoby w podróży, w pogoni za egzotyką!

Znalazłem informację, że indygena w „dawnej Polsce, to był cudzoziemiec, który otrzymał prawa i przywileje szlachcica”. Brawo! Trochę światła w europejskim tunelu języków. Mowa Reja górą!

O tubylcach, czyli o innym polskim udziale, nie wspomnę tym razem.

Mamadou

 Dokument bez tytułu