Impresje o tańcu, rozmowach spod prysznica i tro-tro

afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej Impresje o tańcu, rozmowach spod prysznica i tro-tro

Bezcelowe jest zastanawianie się, jakie są różnice w odczuwaniu intymności w szeroko pojętej mentalności europejskiej – Ghanijczyk powiedziałby po prostu 'białej' – nieważne, czy europejskiej czy amerykańskiej – a ghanijskiej – Polak powiedziałby 'afrykańskiej'. Bo też drażliwe jest doszukiwanie się jakichkolwiek 'cech wspólnych' czy szufladkowanie odczuć, które zaistniały między dwojgiem ludzi właśnie dzięki swojej niepowtarzalności. Czy to nie tajemniczość spojrzeń, magia chwili, spotkanie dotyków stanowią istotę intymności? Zbawienny brak definicji. Narzucający się subiektywizm. Cudowność Przypadku. Nieunikniony banał wyrastający wraz ze słowami.

Porównać można w jakimś stopniu tylko tą sferę intymności, która w powszechnym odczuciu jest jedyną chyba widoczną na zewnątrz a odzwierciedla się w podejściu do ciała, bliskości, seksu. A potem – w moim mniemaniu – należy zawsze wrócić do sedna – subiektywnego i ulotnego odczucia intymności.

CIAŁO

Obrazek charakterystyczny chyba w całej Afryce; kobieta w kolorowym stroju z przytroczonym do pleców dzieckiem. Szok dla ciała po optymalnym pobycie w brzuchu matki nie jest chyba tak drastyczny, gdy zamieniony na stały kontakt z ciepłymi plecami matki i nieuniknioną symbiozą z jej ruchami już w świecie zewnętrznym. Czy istnieje bardziej idealna i naturalna forma intymności?

Być może przywyknięcie od niemowlęctwa do bliskości, wpływa na kształtowanie się kulturowo uwarunkowanego poczucia dystansu, dopuszczalnej przestrzeni prywatności. 'Ukryty wymiar' E.Halla między co najmniej dwojgiem ludzi, jest w Ghanie sprowadzony do przestrzeni niezbędnej jednostce. W czasie rozmowy, wspólnego posiłku, między pasażerami w tro-tro (lokalnym 'autobusie'), przestrzeń odruchowo przydzielana samemu sobie i innym jest minimalna.

Podejście do ciała jest bardziej naturalne, spontaniczne i mniej 'wyuczone' czy pruderyjne niż chociażby w polskim społeczeństwie. Ciało to zewnętrzna powłoka człowieka, najbardziej narażona na niebezpieczeństwa, z którymi zmaga się on w każdej chwili. Chociażby ze względu na strefę klimatyczną, w której znajduje się Ghana (nie zagłębiając się w różnice społeczno-polityczne), zmagania takie są tam bardziej zauważalne i powszechne.

Ciało trzeba karmić po to, by było w stanie tworzyć nowe ciała. Z jakiejkolwiek sfery społecznej pochodziłaby jednostka, prokreacja będzie powszechnie uważana w Afryce za oczywisty cel w życiu każdego człowieka. Sprawiedliwa i oczywista jest też śmierć. To, czy zabiera tylko ciało czy ducha (który stanowi jego istotę), zależy w dużym stopniu od innych ludzi. Od tego, jak bardzo będzie do ducha zmarłego przemawiać intymność wytworzona przez obecność wielu bliskich, ich tańce i wspominki ku jego czci.

TANIEC

Taniec pojawia się w Ghanie w każdej okoliczności, a szczególnie wtedy, gdy z pozoru nie ma okazji do świętowania. Jest tak naturalny i oczywisty jak ciało, obecność innych ludzi i radość życia. Pojawia się przy okazji narodzin, inicjacji, ślubów, pogrzebów, powitania i pożegnania gości, przerwy w pracy, mszy, obrad polityków, inauguracji nowego semestru w szkole, budowy pieca ceramicznego…

W tradycyjnym rozumieniu taniec afrykański tworzy i umacnia wspólnotę, służy ludziom w podtrzymywaniu ich więzi ze światem nadprzyrodzonym, z przodkami, ze sobą nawzajem. Wrażenie wchłonięcia tancerzy przez wykreowaną przez nich samych energię, poczucie magicznej intymności właśnie, jest niezwykłe, nawet jeśli jest się tylko biernym obserwatorem (co bywa trudne, właśnie ze względu na wciągającą w swój krąg intymność!).

Wśród młodych taniec przybiera jednak coraz częściej inne znaczenie; jest swoistą reklamą własnego ciała, zmysłowym dialogiem, nie rzadko wstępem do erotycznej przygody.

'Mapouka' – taniec, który ma tyle definicji ile wariantów (dla białych – nieprawdopodobną i niewykonalną ilość) na temat kręcenia pośladkami – wyrasta z tańców tradycyjnych, obrzędowych, gdzie naśladowano ruchy rozrodcze i silnie nacechowane płciowo. Dziś zdarza się, że nawet jeśli w tańcu tym przeważają kalki ze znanych teledysków ghanijskich gwiazd muzyki pop, podpisuje się je pod unikalną i nie do odtworzenia tradycję Ghany, co wydaje mi się mocno przesadzone. Niezależnie od celu, do jakiego dąży się tańcząc, taniec i ruch stanowią w Ghanie – już od najmłodszych lat – jedną z bardziej naturalnych potrzeb ciała. Dzieci w ramach przerwy w szkole tańczą dla przyjemności skomplikowane układy choreograficzne, a babcie i dziadków nie trzeba za długo namawiać do rytmicznych potrząsań pośladkami.

SEKS

Dziewczynkom ghanijskim nie pozwala się dwóch rzeczy: chodzenia na imprezy domowe organizowane przez młodzież i oglądania filmów nigeryjskich. Przepaść między bliskością, prawie symbiozą matki i dziecka, a najbardziej brutalną wersją 'bliskości' ukazywaną w produkcjach Nollywood, jest rażąca właśnie dlatego, że oba rodzaje 'intymności' koegzystują ze sobą w życiu codziennym.

Gwałt, bijatyki i mało wysublimowane sceny łóżkowe, to gwarancja sukcesu filmów nigeryjskich, popularnych w całej Afryce Zachodniej. Seks nie ma w nich zazwyczaj nic wspólnego z jakąkolwiek intymnością, tym bardziej z miłością czy prokreacją. Ciało ma dostarczać przyjemności, dawać upust pożądaniu, stanowić o przebojowości mężczyzny-samca. To on wie lepiej, czego kobieta potrzebuje, ona sama ma małe szanse na odrzucenie propozycji łóżkowych.

Na marginesie wspomnę o przekonaniu większości mężczyzn ghanijskich co do ich nieprawdopodobnej (w porównaniu do białych – ma się rozumieć) żywiołowości i 'kontakcie z naturą' (cytuję), co w praktyce oznacza podobno większą spontaniczność i wigor. Kontakty damsko-męskie wśród młodych ludzi ograniczają się często wyłącznie do sfery fizycznej – odnosi się wrażenie, że przedstawiciele płci przeciwnych pochodzą z dwóch różnych światów, nie mających ze sobą nic wspólnego . Właściwie tylko poprzez ciało następuje chwilowe 'porozumienie', bardziej postrzegane jako zryw natury i konieczność związana z prokreacją, niż dążność do utworzenia jakiejkolwiek intymności.

MOJE GHANIJSKIE INTYMNOŚCI

Pod koniec moich ghanijsko-intymnych dywagacji, powrócę do początkowych przemyśleń, do istoty intymności, czyli do jej wielorakości i subiektywnego odbioru.

Tyle rodzajów sytuacji 'intymnych', ile typów wrażliwości.

Być może dla Ghanijczyków jedzenie gorącego i lepkiego fufu z jednej miski, w sytuacji gdy gościowi odrywa się i 'podrzuca' kęski na najbliższą jemu część naczynia (aby jak najmniej poparzył sobie palce), nie jest sytuacją intymną.

Schronienie się przed słońcem w zakolach glinianych podwórek (okolice Bolgatanga, Ghana płn.), gdzie ciężko znaleźć kąty proste a ściany są jedną wielką malowaną opowieścią, też może nie stanowi dla nich tak niezapomnianego przeżycia, jak dla mnie.
Litanie zwrotów grzecznościowych, wymienianych obowiązkowo co rano z każdym z przechodzących przez podwórko starców, to tylko zwykłe, tradycyjne, ghanijskie powitanie. Ale w sytuacji, gdy – schowana za bambusową ścianką, z widoczną na zewnątrz namydloną głową, równocześnie polewam się cudnie chłodną wodą ze strumienia – całość zdarzenia promieniuje intymnością.

Prawdopodobnie najmniej zrozumiałą formą przeżywania intymności, byłaby dla Ghanijczyków samotność. Bogata we wspomnienia, nasycona wrażeniami, z bliskimi mi ludźmi w sercu (a więc nie samotna) spędziłam ostatni dzień mojego pobytu w Ghanie w mrocznym, po kolonialnym forcie Apam. Przez cały dzień i noc nie pojawił się nikt.

Życie toczyło się u podnóża fortu. We mnie – magia i niepowtarzalność intymności wspomnień afrykańskich.

Karolina Marcinkowska

Karolina Marcinkowska, asystentka w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie w Dziale Etnografii Krajów Pozaeuropejskich – zajmuje się kulturą i sztuką Afryki oraz organizacją imprez. Absolwentka Etnologii i Antropologii oraz podyplomowego Studium Krajów Rozwijających się na UW w Warszawie, wolontariusz PAH. Współpracuje z Unia Teatr Niemożliwy i TR Warszawa. Podróżuje ile tylko się da, właściwie jest uzależniona od wędrowania, a może ma to we krwi. Jej mottem jest hasło "kto błądzi, nie szuka"- wie
rzy w nieprawdopodobne przypadki, znaki i ludzi spotykanych na swojej drodze. O zawrót głowy przyprawia ją ilość pasjonujących krajów, ludzi, języków, tańców, muzyki… Z dwóch możliwości wybiera obydwie.

 Dokument bez tytułu