afryka.org Czytelnia Poznaj Afrykę! Emigracja i papaja (1)

 „Chcesz jeszcze catchupy?" Pewnie! „A na deser lody czy papaja?"  Też mi wybór. Lody mogę mieć wszędzie, a świeżutką papaję?

Przypływa prosto z Sâo Antao, prawdziwego spichlerza Sâo Vicente i innych wysp. Owoce, warzywa,  rum, banany, awokado, gujawy, kokosy, słodkie ziemniaki,  mango, o warzywach znanych  z polskich sklepów i bazarków już nie wspomnę. „Tu z papai robi się wszystko. Ale najchętniej  konfitury. Jedz catchupę póki ciepła". Catchupa to narodowe … pierwszy raz jadłam ja w domu Cesarii Z kuchni dobiegają śmiechy i przekomarzania. Korzystam z okazji, że rodzina Marii wymienia plotki  i sięgam najpierw po talerzyk  z papają. Dziubnięcie łyżeczką w soczysty miąż owocu i brzdęk! Papaja wdzięcznie odpływa w drugi koniec talerzyka.  Wraca bratowa Marii, więc chcę zyskać na czasie.  Rozglądam się dokoła.

Mieszkanie matki Marii nie różni się od innych na Sâo Vicente. Oczywiście tych, w których emerytura pozwala na normalny obiad. Solidne, drewniane meble, stoliczki i kredensy. Na półkach i półeczkach szklane figurki, ceramiczne delfiny, sztuczne kwiatki, wazoniki, pudełeczka, puzdereczka, różowe świnki, laleczki, słoniki, pieski, ozdobne ranki. Na stole i na ścianach zdjęcia. Z tych  błyszczących  i  kolorowych uśmiecha się drugie i trzecie pokolenie: pierwsza komunia i ślub dzieci,  pierwszy uśmiech wnuczka. Uśmiechnięte buzie i  kolorowe ubrania   kontrastują z poważnymi twarzami z pożółkłych, wypłowiałych fotografii. Sztywne białe kołnierzyki, wykrochmalone skromne, ciemne sukienki, starannie wygolone twarze. Ciemne twarze, czarne oczy bez cienia uśmiechu, wzrok wbity w obiektyw. Dziadkowie, pradziadkowie. Niewolnicy przywiezieni tu z afrykańskiego interioru i ich potomkowie. 

 Nawet jeśli formalnie wolni ( niewolnictwo na Wyspach Zielonego Przylądka zniesiono dopiero w 1878 roku), to wciąż bezwzględnie zależni od białych. Matka Cesarii pochodzi Nie  śniło im  się dożyć dnia, w którym Rewolucja Goździków w Portugalii  w 1975 roku zapali zielone światło dla niepodległości. Nie, niepodległość to niewłaściwe słowo, do powstania wolnego, niepodległego państwa. Tym bardziej nie śniło im się, że pewnego dnia lud Cabo Verde, mieszanka kilku afrykańskich plemion i portugalskich kolonów liczących na darmową, urodzajną ziemię,  typów spod ciemnej gwiazdy zesłanych przez portugalskie sądy, dzieci spłodzonych przez przygodnych marynarzy, ten prawdziwy tygiel ras pewnego dnia uzmysłowi sobie, że stanowi jakąś całość, jedność i podniesie głowę.

Że  założy pierwsze szkoły, liceum, szybko zamknięte przez gubernatora; że pewnego dnia ukaże się  namacalny  dowód  bogatej tradycji  i korzeni, niepisanej kultury,   „Claridade", pierwsze pismo literackie i powstaną pierwsze utwory zapisane nie po portugalsku, lecz po kreolsku. W języku, który powstał właśnie tu, z mieszanki dialektów afrykańskich i portugalskiego, którym posługiwano się na ulicach i w zapadających się chatach Kreoli i który   stał się, jak  zawsze w takich przypadkach, zalążkiem kultury i ostoją.  Dziadom Marii nie śniło się dożyć chwili, w której Armicar Cabral, wychowanek jedynego liceum, stał się uosobieniem walki o wyzwolenie i narodową tożsamość, ani tej, w której jego tragiczna śmierć w 1956 r w Gwinei Bissau, podczas politycznych negocjacji na temat kształtu nowego ładu w tej części Afryki, wydawała się pogrzebać nadzieje Kabowerdyjczyków na wolność. 

„Kawa czy herbata?.  –  W oczach matki Marii, osiemdziesięciolatki,  błyskają wesołe ogniki, śmieje się perliście i często.  –   No tak, podobno pijesz dużo herbaty. Szkoda, bo nasza kawa z Fogo jest wyśmienita. Jednak musisz spróbować." Fogo. Wyspa Ognia. Jedna z wysp Sotavento, Nawietrznych. Nad całą wyspą dominuje stożek czynnego wulkanu , Pico de Fogo,  toteż wokół niego skupia się całe życie mieszkańców wyspy. Mąż Marii dostał tam pracę wkrótce po ich powrocie z Europy, tam też  mieszkali przez kilka lat. Dobrze je wspominają. I ludzi, którzy żyją, jak wszędzie na Wyspach, w symbiozie z nieprzychylną naturą. Boją się wulkanu i jego gniewu, ale dokąd niby mieliby pójść ? Jego stoki są żyzne, więc sadzą na nich winorośl.  Stąd  pochodzi słynne wino, które zapełnia półki w sklepie strefy bezcłowej na międzynarodowym lotnisku na wyspie Sal. 

Drugie podejście łyżeczką do papai. Bez skutku. Odjechała, jeszcze szybciej niż poprzednio. Łatwo było się śmiać z Gustlika jedzącego jajko. „Mario, jak to się stało, że tu wróciliście? Zazwyczaj twoi rodacy wracają dopiero z emeryturą w kieszeni?".

Elżbieta 

 Dokument bez tytułu