Dziennikarz, pisarka i minister razy dwa, czyli nadwiślański “kontekst”

afryka.org Czytelnia Blog Mamadou Diouf Dziennikarz, pisarka i minister razy dwa, czyli nadwiślański „kontekst”

W ostatnich dniach, słowo “kontekst” robi niezłą karierę. Jednak polskie powiedzenie „kawa na ławę” wyklucza tak zwany kontekst. Gdy mówimy , co myślimy, nie przychodzi nam do głowy ten właśnie “kontekst”, do którego odwołują się wspomniani w tytule dziennikarz, pisarka i minister. -Wyrwane z kontekstu- sugeruje, że mówiący ma coś na sumieniu. Bywa często tak, że słowa chodzą nagie. Wszystko jest wtedy klarowne. Niestety w przypadku audycji Wojewódzkiego i Figurskiego, niektórzy bronią tego duetu na siłę. Ci ludzie uciekają od słów, które usłyszała cała Polska. “Krajowy rejestr Murzynów”, “audycję sponsoruje warszawski oddział Ku Klux Klanu”, Murzin”… Jeśli ktoś mówi o tej audycji i zapomina o tych słowach, powstaje problem. Co znaczy „wyrwane z kontekstu”? Czy słowa ” polskie obozy koncentracyjne” mogą być dla Polaka wyrwane z kontekstu?

Są zdania, które nie potrzebują kontekstu, żadnego, by być zrozumiane, wbrew temu co sugeruje tytułowe trio. Znany amerykański dziennikarz polskiego pochodzenia, był niedawno pomysłodawcą petycji przeciw sformułowaniu “polskie obozy koncentracyjne”. Pomysł nie był oczywiście skierowany ani do Polaków ani do Polonii, lecz do przeciętnego Amerykanina. Chodziło o doprowadzenie do tego, by największe amerykańskie redakcje – “New York Times”, “Wall Street Journal” czy “Washington Post” – wprowadziły zapis o tym, że nie wolno używać terminu “polski obóz koncentracyjny”. Zamiast tego powinno się używać oficjalnie zaakceptowanej przez UNESCO nazwy obozu Auschwitz-Birkenau, a więc “niemiecki, nazistowski obóz koncentracyjny i zagłady”. Jestem przekonany, że pan minister Zdrojewski podpisałby się pod tą petycją. Nie wierzę w to, że mógłby filozofować, iż ta petycja nie ma sensu, bo wszystko zależy od kontekstu.

Właśnie przykład “polskie obozy koncentracyjne” pokazuje, że są słowa, ba, zdania, które nie potrzebują sztucznej argumentacji- wyrwane z kontekstu-. Słowa takie jak – krajowy rejestr Murzynów- pachnie kontekstem (akurat) segregacji. Jak inaczej nazywać (mówimy o Polsce, nie o USA, gdzie są inne realia) zapis ludzi względem pochodzenia?

Minister Zdrojewski nie rezygnuje z Wojewódzkiego, bo, jak podaje prasa,: ” należy do osób niezwykle otwartych, niezwykle życzliwych, szanujących wrażliwość innych”. Pan minister mógł darować ostatnie słowa, właśnie w kontekście naszego apelu. Szkoda też, że pan poseł Godson dołączył (późno) do sprawy, bo upolitycznił ją, tym samym nasz apel utracił swój charakter czysto spontaniczny i społeczny. List rzeczników diaspory afrykańskiej nie zawierał słowa -rasizm-, jedynie – chamstwo-.

Oglądałem program mojego kolegi Marcina Mellera- Drugie śniadanie mistrzów-. Rozbawiła mnie pani Krystyny Kofta, która w sposób infantylny broniła Kuby i Michała. Powiedziała tak:” „nie chce powiedzieć czegoś, bo to może być uznane za rasizm, ale myślę sobie że być może, chodzi o jakąś cienkość pewnego rodzaju używania polszczyzny. Ja wiem , że ci ludzie mówią świetnie po polsku…Ale ja wiem, ja się uczyłam 18 lat francuskiego, niewiele z tego zostało. Ale żartów francuskich, do końca, nigdy nie rozumiałam….ale myślę, ze rozumienie dowcipów, również dowcipów rysunkowych, to jakaś sztuka”.

Co sugeruje Pani Kofta? Podtekst aż się chełpi: Afrykanie mogą długo mieszkać w Polsce, ale (nigdy) nie poznają na tyle naszego języka, by właściwie zrozumieć niuansy językowe, nasze owcipy i żarty nie są w ich zasięgu. Otóż Pani Krystyno, myli się pani. Afrykanie są w znakomitej większości poliglotami. Rzadko może Pani spotkać Afrykańczyka, który zna tylko jeden język. Multum dialektów w otoczeniu bardzo pomaga w nauce kolejnych języków, w tym urzędowych (francuskiego, angielskiego, portugalskiego). Jeśli Pani nie udało się zrozumieć francuskiego żartu, co ma do tego nasz apel do ministra? Mam wielu kolegów z Afryki, którzy czytają biblię, Arystotelesa i Różewicza po polsku, łapią się na dowcipach Pietrzaka i kabaretu Ani Mru Mru. Dziwię się, że towarzystwo śniadaniowe przełknęło ten argument i nie obnażyło jego bezsensowności. Polski język nie jest trudniejszy ani od łaciny, ani od francuskiego (miałem je w liceum w Dakarze ), można go się nauczyć.

Szczyt braku smaku i wrażliwości naszej pisarki nastąpił, gdy Meller cytował słowa: – “audycje sponsoruje warszawski oddział Ku Klux Klanu – na co Pani Kofta: “no tak, to jeszcze śmieszniejsze”. I jeszcze te sugestie, że ktoś Afrykanom pomógł, że działali z czyjejś, czytaj w domyśle prawicowej inspiracji. Że są podpuszczani. To niedopuszczalne i obraźliwe.

Trio uzupełnia dziennikarz Bartosz Weglarczyk, który pisze tak: „rozpatrywanie dowcipów Wojewódzkiego i Figurskiego bez kontekstu nie ma sensu.” Znowu ten kontekst, synonim braku argumentów. Ale czytam dalej: „jeśli ktoś uważa, ze rasizm propagują, lub jeśli ktoś ich słowa o telefonie z warszawskiego Ku Klux Klanu traktuje poważnie, to powinien protestować przeciwko wydaniu u nas na DVD kultowej komedii „Płonące siodła”. Żeby teraz podkreślić jak wysoką kulturę sprzedaje radio Eska, Węglarczyk porównuje duet Wojewódzki-Figurski z Monty Pythonem. To dopiero kabaret. Ręce opadają. Od kiedy chamstwo jest sztuką ?

W ciągu tych ostatnich godzin, trio zagrało swój koncert. Tak właśnie robią osoby, które udają, że mają coś do powiedzenia na dany temat. Trio zapominało wyraźnie o tym, co duet powiedział. To najbardziej szokuje w tej sprawie. Pachnie troszkę: “brońmy naszych, nawet jeśli na kilometr jedzie niby-żartem, by nie powiedzieć chamstwem”.

Mamadou

Zobacz komentarz Mamadou:

 Dokument bez tytułu