afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej DRK: Laurent Nkunda

Jedni nazywają go “rzeźnikiem Kisangani”. Inni wyrażają się ze zrozumieniem o jego walce. On sam ma na swoich rękach krew wielu ludzi, co nie przeszkadza mu twierdzić, że walczy w imię Chrystusa. Kim jest generał Laurent Nkunda?

Ma 41 lat. Posługuje się biegle czterema językami, w tym angielskim i francuskim. Studiował psychologię, walczył wspólnie z prezydentem Paulem Kagame przeciwko Hutu, dokonującym rzezi Tutsi. Potem brał udział w wojnie kongijskiej. Dziś nie kryje swoich wodzowskich aspiracji. Mówi nawet o wyzwoleniu całej Demokratycznej Republiki Konga (DRK) i obronie wszystkich mniejszości etnicznych w tym kraju.

14 lat w mundurze

Nkunda rozpoczął swoją „karierę” w 1994 roku. Porzucił studia psychologiczne, aby wesprzeć Ruandyjski Front Patriotyczny (Front patriotique rwandais – FPR), który walczył przeciwko siłom zbrojnym Ruandy, wtedy zdominowanym przez Hutu (FPR było ugrupowaniem broniącym interesów ludu Tutsi). W odwecie za wymordowanie 800 tysięcy Tutsi FPR przejął kontrolę nad Ruandą. Do sąsiedniego Konga uciekły tysiące uchodźców Hutu. Wcześniej kiedy Hutu mordowali Tutsi, to właśnie Tutsi szukali schronienia na zachód od Ruandy. Teraz role się odwróciły.

Jednak Tutsi, przed ruandyjskim ludobójstwem, mieszkali także w Kongo, d. Zairze. To, że znaleźli się w granicach wieloetnicznych państw było rezultatem sztucznych podziałów kolonialnych. Szacuje się, że ich kongijska społeczność, nazywana też Banyamulenge, liczy od 500 tysięcy do miliona osób. Jeszcze przed ludobójstwem w Ruandzie dochodziło do ataków wymierzonych w zairskich Tutsi. Kiedy do wschodniego Konga dotarli uchodźcy z ludu Hutu, wraz z nimi przeniósł się ruandyjski konflikt. Część uciekinierów z ludu Hutu należała do bojówek Interahamwe, które wcześniej dokonały rzezi 800 tysięcy Tutsi w Ruandzie.

Po wygranej FPR w Ruandzie, Nkunda wrócił do Zairu. Bojówkarze Hutu, którzy schronili się w tym kraju zaczęli wykorzystywać obozy uchodźców jako swoje bazy wypadowe. Doszło do zawarcia sojuszu Hutu z zairską armią. Obie strony podjęły działania wymierzone w kongijskich Tutsi. W odpowiedzi Tutsi sformowali własną milicję i wzniecili rebelię na wschodzie kraju przeciwko władzy kongijskiego dyktatora Mobutu Sese Seko. Wkrótce do buntu dołączyły inne ugrupowania kongijskiej opozycji. Swojego wsparcia udzieliło też kilka afrykańskich krajów, w tym Ruanda i Uganda. W ten sposób powstała koalicja Alliance des Forces Démocratiques pour la Libération du Congo-Zaïre (AFDL) pod wodzą Laurenta-Desire Kabila na rzecz obalenia Mobutu. Nkunda znalazł się w obozie zwolenników AFDL. Kiedy w 1997 roku Mobutu opuścił kraj, Kabila zajął Kinszasę i ogłosił się prezydentem, zmieniając nazwę Zair na Demokratyczna Republika Kongo (DRK). Zwycięstwo nad Mobutu zostało okupione krwią Hutu, bo Tutsi nie omieszkali wziąć krwawego odwetu za wcześniejszą rzeź. W ten sposób zakończyła się pierwsza wojna kongijska (1996-1997).

Kabila, który zawdzięczał swoją władzę pomocy Ruandy i Ugandy, postanowił uniezależnić się od swoich mocodawców. Jednocześnie na wschodzie nadal tlił się konflikt etniczny. Byli członkowie AFDL, tacy jak Nkunda, utworzyli nowe ugrupowanie Rassemblement Congolais pour la Démocratie (RCD). Zadaniem RCD była obrona interesów Banyamulenge przed Kabilą i Hutu. RCD rozpoczęła działania przeciwko Kabili. Tak rozpoczęła się druga wojna kongijska.

Dochodziło do kolejnych zbrodni wojennych, których dopuszczały się obie strony. Nkunda jako major w stopniu majora sił RCD odpowiada za rzeź 160 osób w Kisangani w 2002 roku. Rok później, kiedy druga wojna kongijska została zakończona na papierze, Nkunda wszedł w skład nowej armii rządowej w ramach procesu reintegracji zwalczających się dotąd ugrupowań. Awansował do rangi pułkownika, a w 2004 roku został generałem. Jednak już wkrótce Nkunda zerwał z Kinszasą i rządzącym w niej Josephem Kabilą. Oficjalnym powodem miało być niepowodzenie kongijskich władz w procesie rozbrajania milicji Hutu. Dlatego zajął wraz ze swoimi żołnierzami pozycje w Północnym Kivu. To właśnie w tym rejonie założył swoją kwaterę główną i stąd prowadzi walkę z armią rządową i milicjami Hutu.

W 2004 roku Nkunda wkroczył do Południowego Kivu. Okrążył Bukavu, a po zdobyciu miasta jego żołnierze dokonali pogromu ludności cywilnej. W następstwie tej zbrodni Nkunda został oskarżony o zbrodnie wojenne. Od tego czasu regularnie dochodzi od wznawiania walk, zaś w październiku br. Nkunda przeprowadził ofensywę w kierunku Gomy.

Generał korzysta ze słabej pozycji armii rządowej w tym rejonie. Dlatego istnieją uzasadnione obawy, że rząd w Kinszasie będzie próbował wykorzystać Hutu i ich milicje do rozprawy z Nkunda, podsycając etniczną nienawiść. Zresztą kongijskie władze czyniły już tak w przeszłości.

Wódz z „Krainy Wulkanów”

Nkunda nie kryje swoich aspiracji do bycia przywódcą. Założył „partię” polityczną Congrès National pour la Défense du Peuple (CNDP). Obok CNDP funkcjonuje rozgłośnia radiowa. Na terenach kontrolowanych przez Nkunda dochodzi też do prób indoktrynacji politycznej. Podobno nad kwaterą zbuntowanego generała zawisła też nowa flaga, a on sam mówił o swojej strefie używając określenia „Kraina Wulkanów” – od wulkanów zlokalizowanych w tym rejonie DRK.

Nkunda twierdzi, że nie broni tylko ludu Tutsi. Jego misją ma być obrona wszystkich mniejszości etnicznych w DRK – szacuje się, że w DRK żyje 400 takich grup. W jednym z ostatnim wywiadów stwierdził, że zamierza opanować całe Kongo.

Nkunda żyje na kontrolowanym przez siebie terytorium jak samodzielny władca. Ma dobrze wyszkoloną armię. Jednocześnie jest rolnikiem, posiadającym farmę i krowy, z których mleka wyrabiany jest ser. Docenia też znaczenie mediów. Dlatego bardzo chętnie udziela wywiadów.

Zbuntowany generał „troszczy się” też o życie religijne swoich żołnierzy. Sam jest zielonoświątkowcem. Niedawno wizytę złożyli mu amerykańscy misjonarze. Od tego czasu określa siebie mianem „bojownika Chrystusa”. Nie przeszkadza mu to w rekrutowaniu dzieci do swojego oddziału. Podobnie jak jego żołnierze nie widzą nic złego w gwałtach i mordowaniu ludzi.

Nkunda może liczyć na ciche wsparcie Ruandy. W końcu jest towarzyszem broni jej prezydenta, Paula Kagame. I chociaż ruandyjski minister spraw zagranicznych zaprzeczył jakoby Kigali pomagało generałowi, to za chwilę dodał, że rozumie jego postawę. Nie pozostawia to raczej cienia wątpliwości co do zaangażowania Ruandy w pomoc dla Nkunda. W związku z tym, oskarżenia Kinszasy pod adresem Kigali, że wspiera generała ze wschodu i wysyła mu swoich żołnierzy nie są bezpodstawne.

Jest jeszcze jeden aspekt sprawy Nkunda. Przypomina on swoim istnieniem o nierozwiązanym problemie wschodniej części DRK. Dopóki nie zostaną rozbrojone milicje Hutu i Tutsi, zawsze będzie istniało zagrożenie wznowienia walk. Deklaracje dobrej woli nic nie znaczą.

Dziś Nkunda chce iść na wojnę przeciwko rządowi w Kinszasie ze wszystkimi, którzy są przeciwni tej władzy. Mówi otwarcie o „prawdziwym wyzwoleniu” kraju. Czyżby chciał pójść śladami ojca obecnego prezydenta DRK? Wtedy marsz na Kinszasę też zaczął się na wschodzie.

lumi

 Dokument bez tytułu