afryka.org Czytelnia Poznaj Afrykę! Cobra Verde?

Film? Nie, real!

W naturze istnienie kobr na Cabo Verde ma taką samą rację bytu co jadowitych pająków i skorpionów w Polsce. Czyli, skądś zwiały. Tylko skąd? W Polsce te i podobne im miłe, aczkolwiek w zasadzie niegłaskalne zwierzątka mają skąd wiać, bo  pasjonatów ich hodowli nie brakuje. No i czasem przyjeżdżają do nas w charakterze pamiątek z egzotycznych wojaży lub towaru do opchnięcia.

Problem robi się wtedy, gdy pamiątka staje się kłopotliwa, a towar nie do sprzedania.Wtedy  pół biedy,  gdy takie skorpioniątko czy żmijątko trafia do zoo, gorzej gdy wraca do natury. I to zdecydowanie nie swojej. 

Ale w odległych wioskach na Santiago o pasjonatów jadowitych stworzeń  naprawdę trudno. Rezerwaty natury, które państwo stara się tworzyć w trosce o zachowanie endemicznych gatunków, głównie ptaków, żadnych „obcych”, a tym bardziej niebezpiecznych  zwierząt nie sprowadzają, bo i po co. Wiadomo, że jedyne stworzenie wzbudzające  niepokój  Kabowerdyjczyka to ogromna stonoga, która może mieć nawet 15 cm. Jej ukąszenie, bardzo bolesne, może skończyć się  gorączką, wizytą w szpitalu, ale nie stanowi zagrożenia życia. Ponadto nie spotyka się jej na wszystkich wyspach.

Tym większe było zdziwienie grupy młodych ludzi, którzy w okolicach Santa Cruz natrafili na …kobry!  No, powiedzmy na kobrątka: jedna miała ok. 11 cm długości, druga 13. Ich długość nie zmienia jednak faktu, że lokalne władze mają problem.  

Po pierwsze ludzie zwyczajnie się boją: jadowitych węży nigdy tu nie było, więc nie wiedzą, jak się ich ustrzec i jak postępować w przypadku ukąszenia. W tutejszych szpitalach o odpowiedniej surowicy pewnie nikt tu nie słyszał. Ludzie żądają więc interwencji władz, a o to, jak zwykle, niełatwo.  A po drugie skąd się te kobrątka wzięły?  Z czyjego terarium się wydostały?  I jaka jest pewność, że było ich tylko dwie? 

I co, nie mam racji, że to koniec raju? Bo jeśli miały rodzeństwo… A jeśli gdzieś zawieruszyła się także ich mamusia…

Elżbieta

 Dokument bez tytułu