Afryka na wakacje: Mombasa i Watamu

afryka.org Czytelnia Poznaj Afrykę! Afryka na wakacje: Mombasa i Watamu

Zapraszam do kolejnej niezobowiązującej przechadzki po Afryce. Podczas najbliższych tygodni opiszę kilka miejsc, w których byłam i które polecam – na krótsze lub dłuższe wakacje.

Nie będzie to kompletny przewodnik po turystycznych atrakcjach, nie zamierzam konkurować z podróżniczymi portalami i Lonely Planet. Dlatego nie będzie tu dokładnych cen pokojów w schroniskach, rozkładu jazdy pociągów ani oceny czystości hotelowych toalet – to wszystko można znaleźć w sieci przy odrobinie wysiłku. Chciałabym raczej opowiedzieć o miejscach, w których udało mi się miło spędzić czas – często z dala od klasycznego turystycznego szlaku. Może dla niektórych te opowieści będą inspiracją do własnej podróży, albo po prostu źródłem kilku wskazówek, gdzie na przykład nad Oceanem Indyjskim podają najlepszy sok z ananasa.

Trasa pierwsza: Mombasa i Watamu

Do Mombasy, drugiego co do wielkości miasta w Kenii, portu i bazy wypadowej do popularnych wśród plażowiczów miejscowości wzdłuż Oceanu Indyjskiego dostać się bardzo łatwo. Samolotem, z przesiadką w Nairobi lub kultowym nocnym pociągiem.

Samo miasto bywa męczące – położone w niecce nad Oceanem, jest przepełnione parnym, gorącym tropikalnym powietrzem, wymieszanym ze spalinami i zapachem gnijących odpadków. Po ulicach przepycha się barwny tłum, sprawnie manewrujący wśród niezliczonych samochodów, motorowerów i tuk- tuków, które są najpopularniejszym środkiem miejskiego transportu. Miasto może też fascynować – jest typowym południowym tyglem, gdzie dawno już zmieszały się kultury – Hindusi prowadzą tu swoje sklepy, muzułmanie uroczyście odchodzą ramadan, na targu można spotkać wyniosłych Masajów i przepiękne kobiety z somalijskich plemion.

W Mombasie zawsze zatrzymuję się w New Palm Tree Hotel, który pamięta lepsze czasy i trudno nazwać go w ogóle hotelem, biorąc pod uwagę wieloletni grzyb na ścianach i ciemne pokoje. Wracam tam jednak, ze względu na postkolonialną nostalgię, niezmiennie miłą obsługę, cudowne patio na dachu w środku budynku, na które wychodzi się z pokoi i świetną lokalizację – w samym centrum, a jednak z dala od najbardziej hałaśliwych ulic.

Samemu miastu nie warto poświęcać zbyt wiele czasu – wystarczy jeden, góra dwa dni, żeby obejrzeć miejscowy fort, przejść się muzułmańskim starym miastem, zajrzeć do sklepów z pamiątkami, sprawdzić e-maile, zrobić zakupy i złapać matatu dalej, na północne albo południowe plaże.

Starówka i Fort Jesus znajdują się jakiś kilometr od hotelu New Palm Tree. Naprzeciwko hotelu są banki, w których można wymienić pieniądze oraz, nadal rarytas w Afryce – bankomaty, z których, używając popularnych kart Visa i Mastercard, można wypłacić gotówkę. Dobre, godne polecenia i tanie lokalne jedzenie można zamówić w barze ISLAND DISHES w połowie drogi z hotelu do Fort Jesus, po lewej stronie ulicy. Niedaleko jest też całkiem szybka jak na lokalne warunki kafejka internetowa. Na dalszych dystansach w mieście najlepiej poruszać się tuk-tukami. Kurs na Abdel Nasser Road, z której odjeżdżają autobusy i matatu na północ, do Malindi i Lamu, kosztuje 50-100 kenijskich szylingów, w zależności od tego, czy wyglądamy na zamożnych, czy biednych turystów. Miejscowi płacą 50 szylingów.

Sama z Mombasy najczęściej jechałam właśnie na północ. Najlepiej, nawet jeśli nie ma się zbyt wiele czasu, oderwać się od rzeki turystów korzystających z hoteli all inclusive, rozrzuconych na plażach blisko miasta i pojechać do małej nadmorskiej wioski Watamu, która tylko przez parę tygodni w roku zaludnia się grupami zorganizowanych wycieczek. Najważniejsze, by trafić do niej poza sezonem, co jest wyjątkowo łatwe, wystarczy omijać kilka terminów – w okolicach Bożego Narodzenia i Sylwestra oraz sierpień, czyli wakacje w Europie. Przez resztę roku można tu spotkać wyłącznie, mężczyzn odpoczywających w cieniu palm, kobiety czekające nad ranem na rybaków, którzy sprzedają złowione w nocy ryby i złotą młodzież z Mombasy, na różne sposoby oddającą się rozrywkom.

Żeby dostać się do Watamu, trzeba wsiąść w Mombasie do autobusu do Malindi – odjeżdżają cały dzień, co kilkanaście minut. Po około 80 kilometrach należy wysiąść w Gede i złapać kolejny autobus do Watamu właśnie – cała podróż nie powinna zająć dłużej niż 2- 2,5 godziny. Na miejscu, do mieszkania polecam El Marijani – całkiem przyjemny pensjonat z dostępem do kuchni, pięknym ogrodem i przestronnym dachem z widokiem na ocean i czubki palm.

Już na miejscu oczywiście można leżeć na plaży i pozwalać łagodnym przypływom zalewać sobie stopy, ale można też wybrać się na nurkowanie, wycieczkę do rezerwatu Arabuko albo na zakupy do Malindi, które co prawda jest sklepowym rajem, ale nie polecam tego miejsca na dłuższy pobyt – nie ma ani centrum, ani plaży, ma za to kilka drogich hoteli i rzesze podstarzałych Europejczyków płci obojga polujących na afrykański wakacyjny romans.

Dalej na północ, za Malindi w stronę somalijskiej granicy jadą autobusy na Lamu. Ale to miejsce zasługuje na oddzielny rozdział.

maru

 Dokument bez tytułu