„Czy wszystkie afrykańskie dzieci mają duże brzuchy?”

afryka.org Czytelnia Edukacja „Czy wszystkie afrykańskie dzieci mają duże brzuchy?”

Czy wszystkie afrykańskie dzieci mają spuchnięte z głodu brzuchy i smutne oczy? Wizerunek afrykańskich dzieci w mediach i świadomości polskiego społeczeństwa a afrykańska rzeczywistość.

„Czy wszystkie afrykańskie dzieci mają duże brzuchy?” – takie pytanie zadał mi jeden z młodych uczestników spotkania poświęconego Afryce.

Wychudzone dziecko z dużym brzuchem stało się symbolem afrykańskiego dziecka w świadomości polskiego społeczeństwa. Taki obraz wyłania się nie tylko z medialnych przekazów, które koncentrują się na wielkich tragediach w Afryce, ale także ze sposobu przedstawiania afrykańskich dzieci przez niektóre organizacje pomocowe. A to w połączeniu z lekturą Sienkiewiczowskiego W pustyni i w puszczy prowadzi do utrwalania stereotypów i towarzyszących im skrótów myślowych. Skoro dziecko w wiadomościach telewizyjnych albo na zdjęciu w gazecie ma spuchnięty brzuch, smutne spojrzenie i jest prawie nagie, to tak muszą wyglądać inne dzieci w Afryce.

Głodne, niedożywione, potrzebują naszej pomocy – takie sformułowania wciąż towarzyszą prezentacji dzieci Afryki. Łatwiej jest operować schematem niż zastanowić się nad tym, czy rzeczywiście wszystkie afrykańskie maluchy potrzebują naszej pomocy, a jeśli tak, to jakiej.

Źródło nieporozumień

Wizerunek Afryki i afrykańskich dzieci wynika też często z braku zrozumienia dla miejscowej tradycji i kultury. W Polsce jaskrawym przypadkiem takiej postawy była wizyta Natalii Kukulskiej w Angoli. Po powrocie piosenkarki w polskiej prasie ukazały się obszerne fragmenty jej wypowiedzi. Wniosek, jaki mógł wysnuć czytelnik tej relacji – który nigdy nie był w Angoli – był jeden: jest bardzo źle, Angola jest krajem zaminowanym i zniszczonym, dlatego należy pomóc jej dzieciom. Taki wizerunek Afryki z punktu widzenia organizacji humanitarnej, która wysłała swoją ambasadorkę na sesję zdjęciową do Angoli, był korzystny. Sprawa chwytała za serce, więc przekonywała potencjalnych darczyńców. Jednak z perspektywy mieszkańca Angoli, obraz ten nie był prawdziwy, był wręcz krzywdzący. Jednego z Angolczyków, który studiował wtedy w Polsce, Pedra Lwitu Bras Kabanje, tekst i zawarte w nim stereotypy poruszyły tak bardzo, że postanowił odpowiedzieć na nie w swoim blogu prowadzonym po polsku w serwisie www.afryka.org:

Przypomnijmy sobie fakty. W XV wieku Portugalczycy najechali na Angolę z misją ewangelizacji, skolonizowali kraj i w rezultacie żyliśmy jako kolonia portugalska, jako niewolnicy, bez żadnych praw, przez ponad 500 lat. Dziś Natalia Kukulska mówi, że jedzie do Angoli pomagać dzieciom. Czy na pewno pomagać?

Było mi bardzo przykro, kiedy czytałem Twoją wypowiedź o małych Angolczykach, żyjących w fatalnych warunkach. To prawda, że jeszcze wiele trzeba zrobić w Angoli, szczególnie w Huambo i Bié – prowincjach, które zostały całkowicie zniszczone przez wojnę. Ale Tobie Natalio dziękujemy! Nie chcemy Twojej pomocy.

Kto Ci powiedział, że Angolczycy nie są w stanie sami odbudować swojego kraju? Angola jest krajem suwerennym, ma niepodległy rząd, który w ciągu pięciu lat odniósł wiele sukcesów i rozwija się bardzo szybko w porównaniu z innymi państwami, które nigdy nie były w stanie wojny. Tylko w tym roku, według Banku Światowego, Angola była krajem o największym wzroście ekonomicznym na świecie. Stała się ogrodem rozwoju, wszystkie światowe marki mają tu swoje filie. Ponieważ Angola jest krajem, w którym zainwestowany 1 milion dolarów daje 10 milionów dolarów zysku.

Natalio, dlaczego jedziesz do Angoli, a nie do Rumunii, Macedonii czy Albanii, bliżej swojego domu? Piszesz “Pamiętnik z dramatycznej podróży”? Żeby zobaczyć dramat nie trzeba jechać aż do Angoli. Wystarczy włączyć telewizję i to nie relacje ze świata, ale z samej Polski są dramatem.

Ty dodałaś dramaturgii swojej podróży, robiąc zdjęcia z biednymi dziećmi. Ale te zdjęcia to tylko reklama, która ma służyć zebraniu jak największej sumy pieniędzy w Polsce i tak naprawdę nikt nie wie, gdzie te pieniądze powędrują. Ci, którzy naprawdę pomagają, zdają sobie sprawę, że te zdjęcia to tylko puste reklamy. Najpierw należy pomóc swojemu domowi. Mówię o pomocy tym, którzy doświadczają ubóstwa bądź ciężkiej choroby, tutaj w Polsce. Tu nad Wisłą, nadal spotkamy dzieci, które żyją w trudnych warunkach.

Jak możesz mówić o brudzie skoro u Ciebie w domu, w Polsce, też jest brudno? Angola nie czeka na budżet Unii Europejskiej, żeby rozbudować szkolnictwo. Angolskie dzieci nie liczą na Ciebie, bo Ty dla nich niewiele znaczysz.

Nie wiem, po co pojechałaś do Angoli. Mówisz, że pomagasz dzieciom, bo rząd sam nie da rady. Obudź się człowieku! Jeśli Ty nazywasz tą podróż charytatywną, to ja nazywam ją biznesową. Przede wszystkim zyskuje Twój wizerunek, a nie potrzebujący pomocy ludzie.

Piszesz: „Choć wojna domowa skończyła się pięć lat temu, nie wszyscy członkowie przegranego UNITA pogodzili się z tym faktem. Niektórym nadal marzy się, że przejmą władzę”. To nieprawda! Angolczycy już wystarczająco dużo cierpieli z powodu wojny i teraz nie chcą walczyć! Odbudowują kraj. Czekają na przyszłoroczne wybory. “Angola nie jest krajem bezpiecznym z powodu min”. To prawda. W czasie wojny RPA i Kubańczycy, UNITA i MPLA minowali kraj, ale już dawno rozpoczął się proces usuwania min.

Dalej, Natalio, wspominasz: „A jednak to, o co proszą dzieci, nie jest prośbą o chleb czy owoc, nie jest nawet prośbą o pieniądze. Proszą o ołówek kulkowy, cena 10 centów”. Widać, że nie zrozumiałaś tych dzieci. Jak mogą iść do szkoły, skoro są głodne, przecież w takich warunkach mózg nie pracuje.

„Mijamy kobiety z niemowlakami, ale nawet w stolicy nie wożą ich w wózkach, tylko noszą w chustach na plecach”. Rzeczywiście, „zadziwiające”. Natalio tak jest nie tylko w Angoli. Cała Afryka tak nosi swoje dzieci! Nie jest to kwestia finansowa, tylko kulturowa!

„Przyglądają się nam, jakbyśmy byli kosmitami”. Kochana Natalio, tu w Polsce nie jest inaczej. Wiesz jak Afrykańczycy są traktowani? Jak na nich patrzycie? Nie! Afryka nie jest po to, aby jej pomagać albo lansować się dzięki tej pomocy! Kontynent afrykański wymaga większego szacunku!

Pedro

Powyższy przykład pokazuje, jak wiele nieporozumień i przekłamań w prezentowaniu Afryki może pojawić się w relacji, której celem była promocja pozytywnej skądinąd działalności organizacji humanitarnej pracującej na rzecz afrykańskich dzieci. Angola według tej relacji jest krajem, gdzie wciąż trwa wojna – chociaż tak nie jest, bo Angola, pomimo wielu problemów, należy do najdynamiczniej rozwijających się krajów Afryki, a wojnę na szczęście ma już za sobą.

Biedne dzieci w telewizji i na plakatach

Przekonanie, że afrykańskie dziecko musi być biedne i cierpiące, prowadzi też do sytuacji, kiedy na plakatach promujących imprezę charytatywną pojawia się taki obraz: czarne, żebrzące dziecko klęczy i je z białej ręki. Była to impreza z okazji Dnia Dziecka zorganizowana w jednym z warszawskich klubów w 2008 roku. Po raz kolejny okazało się, że stereotyp wygłodzonego malucha bardziej pasuje do Afryki niż widok uśmiechniętego i radosnego dziecka, który w rzeczywistości jest w Afryce o wiele częstszy.
Podobnych przykładów jest znacznie więcej. Ich istnienie w dużej mierze zawdzięczamy mediom. Przekazy na temat Afryki, które do nas docierają, ukazują tylko jedno, negatywne i biedne oblicze Afryki. Wojny ludów Hutu i Tutsi w Ruandzie czy też konflikt w Darfurze traktowane są jako wyłącznie afrykańska przypadłość, tak jak gdyby w Europie nie było krwawych wojen na Bałkanach między Serbami i Albańczykami. Podobnie jest z afrykańskimi dziećmi, które stały się synonimem ubóstwa. Ta ignorancja wobec Afryki i wybiórczość mediów w prezentowaniu tematów wynika z poszukiwania sensacji i oddalenia Afryki od Polski. Kiedy duże stacje telewizyjne nad Wisłą chcą zrealizować materiał o Afryce, ma on przeważnie dotyczyć tragedii. Dochodzi do sytuacji, kiedy w dniu dziewięćdziesiątych urodzin południowoafrykańskiego noblisty, Nelsona Mandeli, dziennikarze interesują się nie rocznicą i dorobkiem dostojnego jubilata, ale gwałtami w Kongo bądź sprawą Simona Mola, przed kilku laty oskarżonego o świadome zarażanie wirusem HIV kobiet w Polsce. Przy tak zaburzonym przepływie informacji nikogo nie powinny dziwić wyniki badania opinii publicznej przeprowadzone w 2008 roku przez TNS OBOP. Według nich w społeczeństwie polskim panuje przekonanie, że Afrykańczyk jest zacofany i leniwy. Z czego to może wynikać?

W polskiej świadomości wciąż funkcjonuje obraz mieszkańców Afryki utrwalony przez Sienkiewiczowskie W pustyni i w puszczy. Operujący bezokolicznikami Kali jest dzikusem, który swoim zacofaniem do dziś potwierdza tezę o dzikiej Afryce. Problem w tym, że Afryka w czasach Sienkiewicza i Afryka XXI wieku to dwie zupełnie różne rzeczywistości.

Afrykańskie dziecko w opinii części Polaków jest nie tylko głodne i ma duży brzuch, ale też nosi imię Bambo, jak czytamy w wierszu Murzynek Bambo, i ucieka przed kąpielą w obawie przed wybieleniem swojej skóry. W polskim języku wciąż funkcjonuje nieszczęsne słowo „Murzyn”, którym określa się osobę o czarnym kolorze skóry, także tę, która pochodzi z Afryki; jednocześnie jest ono nacechowane bardzo negatywnie – zwroty „biały Murzyn” lub „Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść” sprawiają, że mieszkańcy Afryki kojarzą się z kimś gorszym.

Obraz utrwalany przez misjonarzy

W Polsce, gdzie Kościół katolicki odgrywa wciąż ważną rolę, część misjonarzy również przyczynia się do utrwalania obrazu wygłodzonych afrykańskich dzieci. Misje katolickie są bardzo silnie identyfikowane z pomocą Afryce. Niestety, misjonarze często wykorzystują swoje spotkania z wiernymi w Polsce do tego, aby opowiedzieć o niezwykłych przygodach w Afryce i zebrać pieniądze na utrzymanie misyjnej parafii.

Misjonarze mogliby jednak przyczynić się również do propagowania pozytywnego wizerunku Afryki. Póki co najbardziej słyszalny jest głos tych, którzy promują biedną i okropną Afrykę oraz swoją pracę na rzecz jej dzieci, co w rezultacie prowadzi do utrwalania stereotypów. Z misjonarskich opowieści często można wywnioskować, że w Afryce panuje nędza, wszędzie plenią się choroby i niebezpieczne dzikie zwierzęta, i pośród tej afrykańskiej dziczy jedynie misyjne placówki niosą zbawienie Afrykańczykom.

Stereotypy na temat afrykańskich dzieci, Afryki i jej mieszkańców nie drażnią Polaków. Z drugiej strony, kiedy ktoś mówi o Polakach w negatywnym kontekście, od razu zaczynają się protestować przeciwko opowieściom o polskim złodzieju samochodów czy też polskim pijaku-cwaniaku. W opinii moich afrykańskich przyjaciół jest jeszcze jeden powód, dla którego o Afryce można mówić źle. Nie istnieje silne afrykańskie lobby, które na wzór polskiej diaspory reagowałoby na przekłamania i krzywdzące stereotypy upowszechniane w mediach. Nie mówi się też wiele o dziejach Afryki, odrywając od afrykańskiego kontekstu historię Starożytnego Egiptu. Wystarczyłoby cofnąć się o kilka tysięcy lat i okazałoby się, że to na kontynencie afrykańskim, w dolinie Nilu, rozkwitła staroegipska cywilizacja, powstały piramidy, grobowce i świątynie, którymi dziś zachwycają się miliony turystów z całego świata. Dowiedzielibyśmy się również o jednym z najstarszych Kościołów chrześcijańskich z Etiopii, który powstał na długo przed przybyciem europejskich misjonarzy i przetrwał do naszych czasów. Poznalibyśmy wreszcie tajemniczą historię Wielkiego Zimbabwe, którego ruiny świadczą o bogatej przeszłości Afryki.

To, w jaki sposób polskie społeczeństwo postrzega Afrykę, przekłada się na wizerunek afrykańskich dzieci. Winę za sposób przedstawiania tematyki afrykańskiej ponoszą nie tylko media, ale również niektóre organizacje pomocowe, których celem jest wzbudzenie litości i pozyskanie darczyńców. Odbiorcom tego przekazu łatwiej jest przyjąć proponowany scenariusz niż zadać sobie pytanie, jak naprawdę żyje się w Afryce i co tam się dzieje. Dlatego bardzo ważną rolę w poznawaniu tego drugiego, pozytywnego oblicza tego kontynentu mogliby odegrać nauczyciele, poświęcając chociażby jedną godzinę zajęć w roku szkolnym afrykańskim dzieciom i ich domowi, Afryce.

mgr Paweł Średziński

 Dokument bez tytułu