“Wytępić całe to bydło” (5): Odkrycie Cuviera

afryka.org Kultura Książki „Wytępić całe to bydło” (5): Odkrycie Cuviera

“…the less intellectual races being exterminated.”

87
27 stycznia 1796 roku młody i ambitny dwudziestosześcioletni Georges Cuvier, przybyły właśnie do Paryża, wygłaszał swój pierwszy wykład w nowo otwartym Institut de France.
Couvier był żywiołowym i wręcz porywającym mówcą. Miał wielką szansę, by wyrobić sobie nazwisko w świecie naukowym i, co nie mniej istotne, wśród elity towarzyskiej Paryża, gromadzącej się chętnie na wykładach – jeśli były wystarczająco sensacyjne.
Couvier był sensacją. Mówił o mamutach i mastodontach. Szczątki tych olbrzymich zwierząt podobnych do słoni znaleziono właśnie na Syberii i w Ameryce Północnej. Cuvier dowodził, że nie należały one do tego samego gatunku, do którego należą słonie hinduskie czy afrykańskie, ale stanowiły odmienny gatunek zwierząt, obecnie całkiem już wymarły.

88
O b e c n i e w y m a r ł e – te dwa słowa powodują, że włos na głowie się jeży.
Wiek XVIII wciąż jeszcze żywił wiarę w uniwersum jako twór doskonały, do którego już nic dodać nie można. Może jeszcze ważniejsza dla ludzkości była wiara w to, że niczego też nie można z niego usunąć. Wszystkie istoty raz stworzone przez Boga wciąż pozostawały jego dziełem i nie mogły, ot tak sobie, znikać.
Jak więc uzasadniano wykopaliska gigantycznych kości i osobliwych, przypominających postaci zwierząt, kamieni, wprawiających człowieka w osłupienie już w czasach antycznych? Najdłużej naukowcy odsuwali od siebie wzbudzający uczucie trwogi pogląd, że mogą to być szczątki wymarłych gatunków. „ Jeśli w łańcuchu Natury jedno z ogniw pęknie” – pisał w 1799 roku wiceprezydent Stanów Zjednoczonych, Thomas Jefferson – „to zaczyna rozpadać się reszta ogniw, jedno po drugim, aż cały porządek rzeczy, kawałek po kawałku, zostaje
zburzony”.
Takie właśnie uczucie lęku obudził Cuvier, rzucając swego rodzaju wyzwanie.

89
Koncepcja głosząca, że możliwe jest istnienie gatunków, które całkiem wymarły, wzbudzała tak silny opór, że zaakceptowanie jej zajęło ponad sto lat.
Lansowanie tego poglądu zainicjował, bardzo ostrożnie, Fontenelle w roku 1700, napomykając, że być może istniały espèces perdues, gatunki, które zostały „zgubione”. Jakby natura idąc, upuściła je.
Pół wieku później Buffon pisał w swojej Théorie de la terre o espèce disparue, gatunku „zaginionym”, który być może zabłądził i nigdy już drogi powrotnej nie znalazł.
Cuvier mówił nie o tym, że natura jest niedbała, lecz o zbrodni, o hekatombie. Jego wymarłe gatunki nie zostały zgubione ani nie zaginęły. To były êtres détruits, istoty, które unicestwiono, które poniosły śmierć, zostały zamordowane, nie pojedynczo, lecz masowo, w potężnych, wiele razy powtarzanych kataklizmach. Cuvier nazwał je na dodatek „rewolucjami naszego globu”. To musiało zrobić wrażenie na audytorium, które przecież dopiero co przeżyło rewolucję francuską.
Tego dnia, w języku rewolucji zwanym pierwszym pluviose roku 4, obywatel Cuvier wykazał, że tyrania rewolucji francuskiej, która wymordowała wiele starych, znanych rodów i którą jego audytorium cudem przetrwało, miała swoje odpowiedniki w minionych epokach geologicznych. Kilka spośród najliczniejszych gatunków świata zwierzęcego zostało wówczas startych z powierzchni ziemi.
Nie dość na tym. Cuvier kończył wykład, prorokując, że nowe istoty, zajmujące miejsce wymarłych gatunków, zostaną pewnego dnia zgładzone i zastąpione innymi.

(…)

99
Cuvier przez całe życie spierał się ze swoim kolegą Lamarckiem. Przedmiotem ich sporu było pytanie: Czy gatunki mogą się rozwijać?
Lamarck wierzył w rozwój, choć nie odkrył jego mechanizmu, doboru naturalnego. Cuvier natomiast bronił osobistego przekonania o niezmienności gatunków. Na potwierdzenie stanowiska przytoczył mocny naukowo argument: Jeśli gatunki zwierząt podlegałyby kolejnym etapom rozwoju, to w jakimś momencie musiałoby się napotkać f o r m y p r z e j ś c i o w e między tymi wymarłymi i dziś żyjącymi gatunkami. Ponieważ owych form przejściowych brakuje, hipoteza o ich rozwoju jest błędna, rozumował Cuvier.
Zastrzeżenia Cuviera bardzo poważnie potraktował Darwin. Jeśli nie da się ich odeprzeć, to całą naukę o ewolucji należałoby odrzucić, pisał.
Sądził jednak, że potrafi to wyjaśnić: formy przejściowe istniały. Były one jednak wypierane tak szybko przez nowe, lepiej przystosowane gatunki, że nie zdążyły zostawić po sobie żadnych śladów w świadectwie geologicznym (the geological record), zanim zginęły w walce o przetrwanie.
Darwin uważał też, że walka ta jest najtwardsza między formami najbardziej do siebie podobnymi.

Wyselekcjonowane formy mają w walce o byt pewną przewagę nad innymi formami, to udoskonalone potomstwo jakiegokolwiek gatunku będzie ustawicznie dążyć w każdym stadium procesu rozwojowego do wypierania i niszczenia swych poprzedników i swego pierwotnego rodzica.

Brak form przejściowych jest więc, według Darwina, rezultatem pewnego rodzaju biologicznego mordu ojców. Ewolucja nie zjada, tak jak rewolucje, swoich dzieci; ona eliminuje rodziców.

100
W liście do Lyella w 1859 roku Darwin rzuca myśl, że taki proces odbywa się być może także wśród ludzi różnych ras, „wskutek czego rasy mniej rozumne zostają wytępione (the less intellectual races being exterminated)”.
W dziele O pochodzeniu człowieka (1871) dał publicznie wyraz temu przekonaniu. Istnieją dziś, między małpami i cywilizowanym człowiekiem, formy przejściowe, jak goryle i dzikusy, mówi w rozdziale szóstym. Obydwie te formy są na wymarciu.

W przyszłości, która, mierząc stuleciami nie jest zbyt odległa, cywilizowane rasy człowieka z pewnością wytępią i zastąpią na całym świecie rasy dzikie.

W podobny sposób wymrą goryle. Jeszcze większa wyrwa od tej, jaka istnieje między gorylem i australijskim Aborygenem, powstanie w przyszłości między niższymi małpami i nadchodzącym, jeszcze bardziej cywilizowanym człowiekiem. Mianowicie wyrwa po tych, którzy zostali wytępieni.

(…)

102
(…)
Cuvier, wykazując, że istniejący gatunek biologiczny może wymrzeć, wzbudził wśród sobie współczesnych uczucie grozy. Siedemdziesiąt pięć lat później nieliczni tylko podnieśliby brwi w wyrazie zdziwienia, reagując na tezę Darwina, największego wówczas autorytetu w naukach przyrodniczych. Ogłosił on mianowicie, że cała ludzka rasa skazana jest na wymarcie.
Cóż takiego się stało? O jakich to Tasmańczykach mówił Wells? Kim byli Guanczowie?

103
Guanczowie byli silnie zróżnicowanym ludem żyjącym w epoce epoki kamiennej i posługującym się odmianą języka berberyjskiego. Naród ten jako pierwszy został zdziesiątkowany przez europejską ekspansję. Guanczowie, choć mieli afrykańskie korzenie, żyli od dawna na „wyspach szczęśliwych”, zwanych dziś Wyspami Kanaryjskimi, utraciwszy wszelki kontakt z lądem stałym. Ich liczebność – przed pojawieniem się tam Europejczyków – szacowano na mniej więcej osiemdziesiąt tysięcy.
Ferdynand i Izabela wysłali w 1478 roku ekspedycję wojskową z armatami i końmi na Gran Canarię. Tereny na równinach zostały zdobyte przez Hiszpanów bardzo szybko. W górach natomiast Guanczowie podjęli zaciekłą walkę partyzancką. Aż wreszcie w 1483 roku skapitulowali: sześciuset wojowników, tysiąc pięćset kobiet, dzieci i starców – to wszystko, co zostało po tak liczebnym niegdyś narodzie.
La Palma poddała się w 1494 roku. Teneryfa broniła się do roku 1496. Aż w końcu samotna kobieta, jedna z mieszkanek wyspy, dała znak Hiszpanom, by podeszli bliżej. „Nie ma już z kim walczyć, kogo się bać – wszyscy są martwi”.
Jej słowa stały się legendą. Były jeszcze żywe czterysta lat później, kiedy Cunninghame Graham pisał Higginson’s Dream.
To nie konie ani działa zadecydowały o wyniku wojny. Zwyciężyły bakterie. Tubylcy nazwali tę nieznaną chorobę „modorra”. Spośród piętnastu tysięcy mieszkańców Teneryfy przeżyła zaledwie garstka.
Las wycięto, florę i faunę zeuropeizowano, Guanczowie stracili swoje ziemie, a wraz z nimi źródło utrzymania. Modorra powracała jeszcze wiele razy. Dyzenteria, choroby płuc i choroby weneryczne szalały.
Ci, którzy przetrwali zarazy, umierali z powodu poczucia degradacji – utraty rodziny, przyjaciół, języka i własnych tradycji. Kiedy w 1541 roku Girolamo Benzoni odwiedził La Palmę, żył tam jeden jedyny Guancza, osiemdziesięciojednoletni starzec, notorycznie pijany. Guanczowie zniknęli z powierzchni ziemi.
Ten archipelag wschodniego Atlantyku był swego rodzaju przedszkolem europejskiego imperializmu. Pierwsi osadnicy nabierali przekonania, że ludzie, rośliny i zwierzęta sprowadzane z Europy świetnie aklimatyzują się na terenach, gdzie nigdy ich przedtem nie było.
Nauczyli się też, że nawet jeśli ludność tubylcza jest liczniejsza i stawia zacięty opór, to i tak zostanie zwyciężona, a nawet wytrzebiona – choć nikt tak naprawdę nie wie, jak to się dzieje.

(…)

108
Pierwszych mieszkańców obecnych Stanów Zjednoczonych oblicza się na mniej więcej pięć milionów. Na początku XIX wieku pozostało ich nadal pół miliona. W czasie masakry pod Wounded Knee w grudniu 1890 roku – ostatniej masakry Indian w Ameryce Północnej – wielkość zaludnienia osiągnęła poziom najniższy: ćwierć miliona albo inaczej – pięć procent pierwotnego stanu liczbowego ludności indiańskiej.
To, że Indianie wymarli w czasie hiszpańskich podbojów, tłumaczono w świecie anglosaskim dobrze znanym okrucieństwem Hiszpanów i ich krwiożerczością. Na ten sam fenomen towarzyszący osiedlaniu się Anglosasów w Ameryce Północnej trzeba było znaleźć zupełnie inne uzasadnienie. Początkowo wierzono w ingerencję boską.
„Tam, gdzie Anglicy zamierzają się osiedlić, tam boska ręka toruje im drogę przez porywanie lub usuwanie Indian w wojnach międzyplemiennych czy też przez spowodowanie jakiejś
śmiertelnej choroby” – pisał Daniel Denton w 1670 roku.
W XIX wieku wyjaśnienia poparte wiarą religijną zastąpiono uzasadnieniem naukowym. Ci, których wymordowano, to kolorowi. Ci, którzy mordowali, to biali. Wyraźnie wyglądało na to, że zadziałało tu rasowe prawo natury i że tępienie nie-Europejczyków było etapem naturalnego rozwoju świata.
To, że tubylcy umierali, stanowiło dowód na ich przynależność do niższej rasy. Pozwólmy im umierać, jak to nakazują prawa postępu! – mówili niektórzy. Inni uważali, że z przyczyn humanitarnych powinno się ich przed tym chronić, przenosząc do jakiegoś odległego miejsca – by następnie, jakby całkiem przypadkowo, móc przejąć ich dobrą ziemię uprawną i gospodarować na niej na własny rachunek.
Od lat trzydziestych XIX wieku wiele plemion i narodów Ameryki Północnej i Południowej, Afryki i Australii zostało wypędzonych, wytępionych lub przesiedlonych. Gdy Darwin pisał, że pewne rasy ludzkie są skazane na zagładę, opierał swoje proroctwo na ogólnie znanych wydarzeniach w historii.
Niektórych sam był świadkiem.

(…)

111
Bestialstwo, z jakim urządzano polowania na ludzi w Argentynie, wstrząsnęło Darwinem. Jego mistrz, Charles Lyell, pomógł mu usytuować fakty, których był świadkiem, w szerszym kontekście. Otóż człowiek jest częścią przyrody, a w przyrodzie nawet zagłada jest przecież procesem naturalnym.
My, ludzie, pisze Lyell w swoim Principles of Geology (rozdział Extirpation of Species by Man), nie mamy żadnego powodu, by obciążać sumienia faktem zabijania zwierząt i niszczenia roślin.
Na naszą obronę wystarczy zauważyć, że kiedy zdobywamy ziemię i z determinacją bronimy naszej własności, to działamy dokładnie tak samo jak reszta gatunków żyjących w przyrodzie. Każdy rozprzestrzeniający się na dużym obszarze gatunek w podobny sposób osłabia lub wręcz likwiduje inne gatunki. Jest też zmuszony toczyć nieustanną walkę z intruzami ze świata fauny i flory, podejmującymi próby jego usunięcia.
Skoro „nawet każdy z tych najmniejszych i najmniej znaczących gatunków w przyrodzie unicestwił tysiące innych” – dlaczegóż my, panowie stworzenia, nie mielibyśmy tego czynić?
Łagodny Lyell nie chciał, podobnie jak łagodny Darwin, wyrządzić krzywdy Indianom. Prawo do eliminowania innych gatunków, które Lyell dość nieostrożnie przyznał człowiekowi, już stosowano od dawna w celu eliminowania ludzi. Co w praktyce oznaczało: „Wytępić całe to bydło”.

Fragmenty pochodzą z polskiego wydania książki autorstwa Svena Lindqvista “Wytępić całe to bydło”, która ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa W.A.B. Polecamy!

 Dokument bez tytułu